Wszyscy podsumowują rok w grach (niektórzy zrobili to już nawet w początkach grudnia, co mnie bardzo śmieszyło), więc ja też.
Na początek kilka nagród specjalnych:
Gra, w którą koniecznie chciałbym zagrać (ale nie mam odpowiedniej konsoli): Ghost of Tsushima*
Gra, w którą koniecznie chciałem zagrać, ale jak już zagrałem, to jakoś nie wsiąkłem: Death Stranding
Gra, którą wszyscy polecają, ale mnie zupełnie nie ciągnie: Deathloop**
Gra, którą kupiłem z entuzjazmem, ale jeszcze nie zagrałem: Atelier Ryza 2: Lost Legends & the Secret Fairy
Gra, na którą gracze narzekają, a ja uwielbiam: Far Cry 6
*właśnie zobaczyłem, że to się na PS4 ukazało, stupid meh. **bo nie cierpię gier z pętlą czasową
A teraz już „Top Ten” (przy czym jolalnie ostrzegam, że ja w sumie nie gram w zbyt wiele tytułów, w wiele gram z dużym opóźnieniem, i nie znoszę multiplayera, więc konsekwentnie ignoruję wszelkie gry multi, MMO i kooperacje).
10. Mr. Prepper
Wcielamy się w amerykańskiego paranoika i budujemy pod domem schron wyposażony w klimatyzację, lodówki, minielektrownię, nadajniki i odbiorniki oraz silos własnej rakiety, którą uciekniemy przed amerykańskim rządem (którego przedstawiciele od czasu do czasu nas odwiedzają i musimy się przed nimi maskować). Po drodze wykonujemy misje dla sąsiadów i chodzimy na wyprawy zbierać surowce. Gra polskiego studia Rejected Games.
9. Spacebase Startopia
Remake stareńkiego city buildera, w którym zajmujemy się organizowaniem życia na obwarzankowej stacji kosmicznej – umieszczamy w niej różne pomieszczenia mieszkalne, produkcyjne i rozrywkowe, zarabiamy na utrzymanie stacji i pilnujemy porządku.
8. The Amazing American Circus
Karcianka RPG, w której zamiast walczyć z przeciwnikami, staramy się im zaimponować, wykonując różne ciekawe numery naszymi cyrkowcami. Gra ma bardzo oryginalną i dobrze obmyśloną mechanikę i świetną grafikę osadzoną w określonej epoce – podróżujemy bowiem naszym wędrownym cyrkiem po amerykańskim (już niespecjalnie dzikim) Zachodzie pod koniec XIX wieku. Staramy się przy tym rozwinąć nasz cyrk do poziomu umożliwiającego wygranie krajowego turnieju cyrkowego. Gra polskiego studia Klabater, niestety jak to bardzo często w polskich grach bywa – pozbawiona możliwości regulowania poziomu trudności, więc od pewnego momentu dla mnie za trudna.
7. Surviving the Aftermath
Postapokaliptyczny city builder połączony w serię z grą „Surviving Mars” po tym, jak tę drugą przejęło studio tworzące „Aftermath”. Na Ziemię spadła asteroida i zasadniczo skasowała ludzką cywilizację, a my budujemy kolonię dla ocalałych, zmagając się z chorobami, ograniczonymi zasobami i atakami oszalałych nomadów (© by Skipper).
6. Gas Station Simulator
W branży gier na PC powstają miliony symulatorów wszystkiego – mechanika samochodowego, chirurga, kierowcy autobusu, ekipy remontującej domy, rosyjskiego rolnika… Znaczny udział mają w tym polskie firmy, a jedną z nich jest krakowskie studio DRAGO Entertainment, które już wydało albo ma w planach m.in. symulator poszukiwacza skarbów, symulator food trucka, symulator przydrożnego baru… No i jest symulator stacji benzynowej. Te gry – i dotyczy to nie tylko produkcji DRAGO – mogą czasem sprawiać wrażenie robionych na jedno kopyto i rzeczywiście bywają do siebie bardzo podobne. Co by jednak nie mówić, „Gas Station Simulator” zapewnił mi sporo dobrej zabawy podczas remontowania starej stacji benzynowej przy międzystanówce in the middle of American nowhere. Własnoręcznie zbieramy śmieci, tankujemy auta klientom, malujemy, operujemy spychaczem usuwającym piach nawiany na parking itd. Proza życia.
5. Evil Genius 2: World Domination
Pisałem już o tej grze na blogu – remake starej strategii ekonomicznej, w której wcielamy się w geniusza zła pragnącego zdobyć władzę nad światem i w tym celu budujemy sobie tajną bazę, zatrudniamy różnego rodzaju specjalistów i rozciągamy swoje macki nad światem, walcząc przy okazji z agentami zwalczających nas agentów różnych organizacji rządowych. Bo, jak wiadomo, władza nie lub konkurencji.
4. Subnautica: Below Zero
Pierwsza „Subnautica”, o której też już pisałem na blogu, była fenomenalną grą survivalową rozgrywającą się na pokrytej prawie w całości morzem planecie, na którą trafiają rozbitkowie z ziemskiego statku kolonizacyjnego. Konkretnie gracz, będąc w danym momencie jedynym ocalałym, stara się uciec z planety, po drodze zbierając surowce i budując sobie bazę oraz różne pojazdy. Zwłaszcza mechanika budowy bazy była naprawdę rewelacyjnie zrealizowana. „Below Zero” to samodzielny dodatek o prawie identycznej mechanice, ale rozgrywający się w strefie polarnej planety (więc gdy jesteśmy na otwartym terenie, musimy uważać, by nie zamarznąć). Wcielamy się z kolei w badaczkę, która musi się uratować po katastrofie swojej bazy naukowej.
3. Far Cry 6
O tej grze jest też normalny wpis – tu powiem tylko, że jest to RPG akcji, w której bierzemy udział w walce z dyktatorem pewnego fikcyjnego państwa na Karaibach. Jak to najczęściej bywa z produkcjami Ubisoftu, FC6 nie wnosi nic nowego do gatunku – ale czy musi? Ta gra jest jak kolejna część „Mission Impossible”, składa się z doskonale znanych graczowi klocków, ale znakomicie przyrządzonych – jest duża, wygląda świetnie, ma dużo humoru, ciekawych zadań i soczystych postaci. Jak ktoś chce na to marudzić, proszę bardzo, ale ja wolę się przy niej dobrze bawić.
2. Forza Horizon 5
To jest swego rodzaju zaskoczenie, bo choć lubię zręcznościowe (= niezbyt realistyczne) samochodówki, to tę serię znam głównie z tego, że w poprzednie części grywał u mnie na konsoli syn kuzynki mojej żony (odwiedzający nas z kilku konkretnych powodów: bo lubi koty, bo lubi „Gwiezdne wojny”, bo lubi Lego oparte na „Gwiezdnych wojnach” i bo lubi grać w gry 🙂 ). Dla niego właśnie ściągnąłem FH5, gdy pojawiła się w Game Passie, ale siadłem do niej sam, „żeby zobaczyć jak wygląda”. No i wciągnęło mnie z siłą wodospadu – gram namiętnie od miesiąca, jestem już powyżej 200. poziomu drivatara, i wciąż mnie to bawi (głównie tej grze czytelnicy zawdzięczają spadek częstotliwości pojawiania się nowych wpisów na bloga). Podobnie jak FC6, jest to gra przyrządzona na zasadzie „więcej tego samego, co gracze już znają”, ale jak to jest wykonane! Mnóstwo rzeczy do zrobienia, prawie 580 modeli samochodów (realnie pewnie gdzieś koło 450, bo niektóre występują w kilku wersjach) i znakomicie odtworzony Meksyk (brakuje mi tylko jakiegoś dużego miasta, ale pewnie ciężko by je było wpasować na mapie). Muszę w końcu wyciągnąć z szafy kierownicę.
1. Psychonauts 2
To oczywiście było nieuniknione (a może i nie było, bo historia gier jest pełna oczekiwanych niecierpliwie kontynuacji, które ostatecznie okazały się crapem). O pierwszych „Psychonauts” pisałem już bardzo dawno – jest to jedna z najbardziej cenionych przeze mnie gier, niezwykle oryginalna platformowa gra akcji o takim poziomie trudności, że daję (jeszcze 😉 ) radę. Miała bardzo ciekawą fabułę i genialne projekty poziomów, ale na kontynuację musieliśmy czekać 16 lat (jeśli nie liczyć wydanych w 2018 roku „Psychonauts in the Rhombus of Ruin”, niestety tylko na gogle VR). I trzeba powiedzieć, że gdy w końcu ta kontynuacja się ukazała, spełniła wszystkie nadzieje. Co prawda rozwija skrzydła powoli (taka dzisiaj moda – gry akcji mają bardzo długie części wprowadzające, swoiste samouczki zapoznające gracza z mechanikami, tak było m.in. w „Horizon: Zero Dawn” i „AC Valhalla”), ale kiedy już otrzymamy (prawie) pełną swobodę, o rany, ale to jest zabawa. Psychonauci są specjalnymi agentami, którzy potrafią wchodzić do cudzych umysłów w celu rozwiązywania różnych problemów – i te wejścia to są osobne poziomy gry, obejmującej poza tym duży otwarty świat, który możemy eksplorować. W pierwszej części był to obóz w lesie, przypominający imprezę amerykańskich skautów, tu z kolei mamy kwaterę główną psychonautów oraz jej rozległe otoczenie. Mnóstwo fantastycznych postaci, znakomitych dialogów i humoru.
Na obrazku wiodącym główny bohater, Razputin Aquato, wraz ze swoją rodziną (cyrkowców).