Część 1. Pekin i okolice, dz. 3./2
Wytwórnia pereł
Wyjaśnia się przyczyna pośpiechu – otóż mieliśmy zakontraktowaną obowiązkową wizytę w wytwórni pereł/dojarni turystów. Pani przedstawia krótką prelekcję, m.in. o tym, jak odróżnić perły prawdziwe od sztucznych. Żeby było śmieszniej, perły z tej wytwórni (i każdej innej wytwórni) nie są „prawdziwe”, tylko hodowlane. Za prawdziwe prawdziwe uważa się tylko perły naturalne 😉
BTW ta kobieta twierdzi, że ma 50 lat, a cerę zawdzięcza sprzedawanym obok kremom z macicy perłowej i nieudanych perełek.
Mordujemy niewinnego małża, niszcząc to młode życie pełne nadziei i marzeń o rozmnażaniu się z jakąś zgrabną… tego… małżowinką.
Wynik. Za skojarzenia typu carnage nie odpowiadam, ale perły chyba każdy widzi (20 sztuk!).
Dalszych zdjęć nie ma, gdyż poczęstowano nas ryżówką, którą się z lekka zadławiłem i poszedłem ją czymś popić. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że miała 55%.
Zakazane Miasto
OK, podjechaliśmy bliżej centrum i idziemy do Zakazanego Miasta w miarę normalną dzielnicą mieszkalną (w odróżnieniu od nienormalnych dzielnic drapaczy chmur).
Przypomnę, że Zakazane Miasto nazywa się „zakazane”, gdyż żaden mężczyzna prócz cesarza nie mógł przebywać w części mieszkalnej w ogóle, a w części publicznej – po zachodzie słońca. Nie dotyczyło to oczywiście byłych mężczyzn, czyli osobników zdenabiałowanych.
Zakazane Miasto jest w większości otoczone fosą, która nie ma jednak znaczenia strategicznego.
A niektóre budynki przy niej są mało turystyczne 😉
Drugi dziedziniec, z kanałami i mostkami
Brama wejściowa na drugi dziedziniec. Środkowe, największe przejście jest dla cesarza i jego rodziny, dwa po jego bokach – dla dygnitarzy, a te dwa na końcach – dla pospólstwa.
Następny dziedziniec, z pawilonem tronowym. W nim cesarz przyjmował zagraniczne poselstwa i urzędników. Oczywiście urzędnicy musieli być cały czas w gotowości, więc zrywali się rannym świtem, przybiegali na plac i stali pod palącym słoneczkiem, czekając na monarchę. A cesarz, jak miał taki kaprys, przychodził do pawilonu koło południa. Bycie urzędnikiem w cesarskich Chinach wymagało nielichego zdrowia…
To są detale pawilonu tronowego, który niestety nie zawsze jest otwarty dla zwiedzających. Mieliśmy pecha i tronu cesarskiego nie zobaczyliśmy.
Mały pawilonik za tronowym. Jak cesarz poczuł się przytłoczony sprawami urzędowymi, to się do niego wycofywał, żeby odpocząć i/lub pofiglować z trzymanymi na podorędziu żonami i/lub konkubinami. A urzędnicy won z powrotem na słońce. Tu się zaczyna strefa, do której pospólstwa już nie wpuszczano.
Przy fosie robili sobie zdjęcia nowożeńcy (wedle chińskiej tradycji suknie ślubne są czerwone, bo ten kolor oznacza powodzenie, szczęście – dlatego też zresztą chińska flaga jest czerwona)