PC, Linux, Classic Mac OS
Wspomniałem wcześniej o rywalizacji różnych podejść i engine’ów w gatunku FPS, jaka miała miejsce po wydaniu „Quake” i gier na silniku Build, przede wszystkim „Duke Nukem 3D”. Parę lat później sytuacja się powtórzyła, tyle że już w zasadzie nie było kwestii „który engine jest lepszy” (dominowały różne wersje engine’u Quake). W moim odczuciu bardziej chodziło o to, czy ważniejsze jest techniczne nowatorstwo w gatunku (reprezentowane przez „Half-Life”), czy o sensowne poziomy i choćby szczątkową fabułę (tu dobrze wyszedł właśnie „SiN”, a dużo gorzej „Blood 2”). „Half-Life” budził zachwyt wielu recenzentów choćby dzięki doskonałemu stopieniu przerywników filmowych (wykonanych na engine gry) z resztą rozgrywki. Np. intro, podczas którego Gordon Freeman jedzie kolejką do pracy, bezszwowo przechodziło w rozgrywkę – gdy wagonik zatrzymywał się na stacji, otrzymywaliśmy kontrolę nad postacią i zaczynaliśmy grę. Niestety z innymi elementami w HL było trochę gorzej. Miejsce akcji pamiętam jako sztampową „tajną bazę” oderwaną od rzeczywistości, zupełnie odmienną od „realistycznych” wnętrz stacji w „System Shocku”, wydanym przecież cztery lata wcześniej. A po drugie – wcielamy się w przeciętnego uczonego, po czym zbawiamy świat jak nie przymierzając sam Duke Nukem. Bezproblemowo posługujemy się różnorodnym uzbrojeniem, walczymy jak marine, wykazujemy nadprzeciętną sprawnością fizyczną… logiki w tym nie ma za grosz.
Akcja SiN rozgrywa się w 2037 roku (yay! to już za 15 lat!). Seting gry jest zatem umiarkowanie futurystyczny, dzięki czemu lokacje mają realistyczny, „żywy” wygląd. Nie brak w niej elementów nowatorskich, np. poziomy nie są liniowe i niekiedy istnieje więcej niż jeden sposób ich przejścia. Nasze poczynania wpływają na to, co napotykamy na dalszych poziomach rozgrywki, można wytrącać wrogom broń z ręki albo korzystać z pojazdów. Wrogowie potrafią się kryć, wzywać posiłki i aktywnie szukać gracza.
W grze nie ma policji, którą zastąpiły prywatne firmy od egzekwowania prawa. Nasz bohater, John „Rusty” Blade, jest funkcjonariuszem jednej z takich firm. Bohater jest to, dodajmy, podejrzanie podobny do niejakiego Duke’a – nawet gada podobnym głosem i ma te same odzywki („Come to papa!”).
Na początku gry pracujemy nad sprawą nowego narkotyku rekreacyjnego U4, wprowadzonego na rynek przez nieznaną organizację. Mamy okazję interweniować przy napadzie na bank, a potem tropić jego sprawców. I jak to mówią w Szwejku, te nici doprowadzają nas do innych nici, które to z kolei prowadzą do następnych nici, a te – do kłębka, którym jest korporacja dowodzona przez sexy villain Elexis Sinclaire, szefową korporacji SinTek (patrz obrazek; charakterystyczny pieprzyk nad ustami = oznaka złych intencji). To ona odpowiada za ów napad oraz za narkotyk, który zamierza wprowadzić do miejskich wodociągów, żeby zmienić wszystkich mieszkańców w mutantów (coś mi się to podejrzanie kojarzy z fabułą drugich Kingsmenów). Okazuje się to jednak ściemą, gdyż ludzie Elexis (podobieństwo imienia do Alexis zapewne przypadkowe) kradną pociski jądrowe, które zamierza ona napełnić U4 i wylanczować, żeby zmienić w mutantów wszystkich ludzi na Ziemi. Po co? A kto ich tam wie, tych badguyów. I badwomeny też.
Gracz oczywiście udaremnia ten ohydny plan, natomiast Elexis, niczym Zoltar w „Załodze G”, wskakuje do pojazdu ewakuacyjnego i znika, zmierzając prosto do części drugiej. Niestety pełnoprawna kontynuacja w zasadzie nigdy się nie ukazała. W 1999 roku wydano co prawda rozszerzenie „Wages of Sin”, w którym dalej walczymy z mutantami będącymi produktem działania U4, mając do dyspozycji kilka nowych sprzętów: latarkę, noktowizor i liny do wspinaczki. Naszym przeciwnikiem jest jednak pewien mafioso, który przejął kontrolę nad resztkami SinTeku.
W 2006 roku ukazał się pierwszy odcinek kontynuacji zatytułowanej „SiN Episodes”, która miała żerować na portfelach graczy dzięki modelowi odcinkowemu. Miało być 9 odcinków, każdy wystarczający na ok. 6 godzin zabawy i kosztujący 20 dolców, co dawałoby cenę kompletu na poziomie 180 dolarów, szokującym nawet dzisiaj. W pierwszym odcinku John Blade pojawia się po raz trzeci, a jego przeciwniczką jest znowu Elexis. Wyszło to nawet nieźle (choć mnie specjalnie nie wciągnęło), jednak gra miała błąd w dynamicznym systemie poziomu trudności, który miał się dostosowywać do możliwości gracza, ale robił to tylko w jedną stronę – mianowicie zwiększał poziom trudności i to nawet wtedy, gdy gracz nie radził sobie zbyt dobrze 🙂 Potem twórcy gry, studio Ritual, zostało wykupione przez firemkę od casuali, MumboJumbo, i cały projekt uśmiercono.
Podstawowa wersja gry działa na engine Quake 2. Dostępna obecnie na Steamie wersja Gold daje się uruchomić, ale wykrzacza mi się przy próbie rozpoczęcia rozgrywki. Mogłem jedynie za pomocą wbudowanej funkcji podejrzeć demka, działające niestety w minimalnej rozdzielczości (640×480). „SiN Episodes” pracuje – co jest swoistą ironią losu – na engine Source, opracowanym na potrzeby drugiego „Half-Life’a” i użytym też w remake’ach jedynki oraz „Counter-Strike’a”. Oznacza to znacznie lepszą grafikę, normalną obsługę myszy i możliwość ustawienia praktycznie dowolnej rozdzielczości włącznie z 4K.
Można by na koniec zastanowić się, dlaczego akurat „Half-Life” tak bardzo podbił serca (większości) graczy (choć warto zauważyć, że „SiN” nie był jakąś porażką i też zyskał wielu zwolenników, zwłaszcza że podjęto później próby wskrzeszenia tej franczyzy). Według mnie wynika to przede wszystkim z popularności teorii spiskowych, a zwłaszcza tej, która mówi, że rząd USA dysponuje dowodami istnienia kosmitów i ich wizyt na Ziemi, tylko je ukrywa. Teoria ta stanowi podstawę fabuły Half-Life; w grze zrobiono wszystko, żeby ją jeszcze podsycić (zwłaszcza biorąc pod uwagę zakończenie). O tym jednak napiszę więcej, jak już dotrzemy do „Half-Life’a 2”, którego lubię, w przeciwieństwie do jedynki. Natomiast fabuła „SiNa” jest raczej sztampowa i nie pamiętałem z niej nic 🙂
Screenshoty własne.