PC, Amiga, Atari ST
Ta starożytna gra, o której dziś już pewnie nikt nie pamięta, to wydany w 1989 przez znaną kiedyś firmę Accolade dungeon crawler w settingu SF – wbrew temu, co pisze np. Wikipedia, która raz określa tę grę jako przygodówkę FPP, a w innym miejscu jako strzelankę(!). Wystarczy tymczasem przyjrzeć się zrzutom ekranu, by zauważyć podobieństwo interfejsu do innych dungeon crawlerów, najbardziej chyba do serii Wizardry, a troszkę też do „Eye of the Beholder”. Wygląd ekranu w grze przypomina coś jeszcze, ale do tego wrócę później.
Dungeon crawler, przypomnę, jest pewnym podgatunkiem RPG, w którym nasza zabawa ogranicza się do łażenia (ang. crawl) po lochach (ang. dungeon). W dekadzie 1985-95 gatunek dość popularny, prócz tytułów wymienionych wyżej można też wymienić „Dungeon Master”, „Elvira II: Jaws of Cerberus”, „Waxworks” czy opisanego też przeze mnie „Stonekeep”. W dzisiejszych czasach jest to gatunek popularny wśród gier indie, a z tytułów mających tę najbardziej typową formułę (taką jak sam „Day of the Viper” i seria EoB) można wymienić „The Fall of the Dungeon Guardians”, a przede wszystkim dwie części „Legend of Grimrock”. W tej najbardziej klasycznej postaci loch jest zbudowany na siatce kwadratów, chodzimy po nim krokowo i obracamy się zasadniczo co 90 stopni. I tak właśnie jest w DoTV.
Akcja gry ma miejsce w 2307 roku. Liga Słoneczna toczy wojnę z komputerem GAR, kontrolującym, o ile mogę zrozumieć z francuskiej instrukcji będącej w moim posiadaniu, zgraję wrednych cyborgów. Naszym zadaniem jest uruchomienie systemu obronnego zaatakowanej planety. W tym celu musimy odszukać i wgrać 25 dyskietek ukrytych na terenach gry – czyli w 5 budynkach bazy, z których każdy ma 5 pięter. Przemierzamy zatem 25 poziomów, ale nie osobiście – kierujemy specjalnym robotem wielozadaniowym Viper V, i dlatego ekran gry wygląda tak, jakbyśmy w rzeczywistości siedzieli przy jakimś pulpicie.
Między piętrami budynków podróżujemy windą, a między budynkami – pojazdem komunikacyjnym. W każdej chwili możemy wrócić na dowolny wcześniejszy poziom – trzeba jednak uważać, ponieważ nasz robot ma ograniczony zapas energii i każda czynność ją zużywa. Na każdym poziomie znajduje się co najmniej jedna stacja ładowania, ale jeśli akumulatory się nam wyczerpią przed dotarciem do niej, staniemy jak ten króliczek w reklamie baterii i będzie game over.
Prócz stacji ładowania w budynkach znajdują się pomieszczenia ochrony (umożliwiają otwieranie zamkniętych drzwi), magazyny, stacje łączności, stacje naprawcze i inne. Po drodze musimy też walczyć z przeciwnikami – w grze występują 33 rodzaje wrogich robotów.
Interfejs gry jest bardzo zaawansowany, jak na owe czasy. Mamy w nim nie tylko automapping, ale nawet wewnętrzny notatnik przydatny do zapisywania współrzędnych pomieszczeń. Nasz robot poza mapą i notesem ma miotacz i generator osłon. Ma też „płytę główną”, na której można instalować procesory poprawiające nasze parametry, np. siłę strzału, moc osłon albo pojemność akumulatorów. Elementy elektroniczne, które do tego służą, można znaleźć w magazynach lub czasem po pokonaniu trudniejszych przeciwników.
Z technicznego punktu widzenia – starożytność. W wersji PC grafika EGA (16 kolorów) w niskiej rozdzielczości (320×200), z minimalną ilością efektów dźwiękowych i muzyki w standardzie AdLib (tym sprzed Soundblastera).
W DoTV można pograć nawet dzisiaj na dowolnym komputerze, w wersji przeglądarkowej. Gra dostępna jest na stronie Internet Archive pod adresem https://archive.org/details/msdos_Day_of_the_Viper_1989.
Screenshoty z wersji Atari ST zeskanowane z pudełka (mam w nim nawet paragon, zgodnie z którym kupiłem tę grę w 1992 w Kaufhofie w Kassel za niecałe 20 dojczmarek 🙂 ).