PC, OS X, PlayStation 4, Xbox One
„Planetbase” z 2015 roku jest odmianą city buildera, tyle że buduje się bazę w kosmosie, a konkretnie na obcej planecie. Lubię gry w budowanie miast, a już zwłaszcza pozaziemskich (ech, przypomina się stareńki „Outpost”), więc biorąc pod uwagę, że ze „Spacebase DF-9” coś się porobiło, a dojście do etapu budowy baz w Kerbalu wymaga zrobienia doktoratu z kosmonautyki, „Planetbase” zwróciła moją uwagę od razu jak ją zauważyłem. Dziś oczywiście najbardziej znanym kosmicznym city-builderem jest „Surviving Mars”, pod wieloma względami dość podobne do „Planetbase”.
Gra troszkę przypomina formułą „The Settlers” albo „Majesty” pod tym względem, że nie kierujemy kolonistami bezpośrednio, tylko wyznaczamy miejsca pod budowę określonych struktur albo konfigurujemy priorytety pracy w określonych budynkach (ewentualnie całkiem je wyłączamy). A właściwie to najbardziej podobna jest do „Tropico”. Koloniści wszystko robią sami – przynoszą surowce na wskazane miejsce, budują wskazane obiekty, wypoczywają, jedzą, korzystają z rozrywek – słowem, żyją, tylko nie potrafią się rozmnażać jak w „Surviving Mars”. Chyba mają ważniejsze rzeczy na głowie.
Do dyspozycji mamy cztery światy – suchy typu Mars, lodowy, księżyc gazowego giganta i planetę burz (zbieżność ze starym radzieckim filmem SF, w którym kosmonauci lądują na Wenus, gdzie walczą o życie z żądnym krwi potworem, przypadkowa). Różnią się one gęstością atmosfery i siłą nasłonecznienia, co z kolei decyduje o częstości spadania meteorytów, występowaniu rozbłysków słonecznych i burz piaskowych, a przede wszystkim o charakterze energetyki – bo oczywiście jak nie ma atmosfery, to turbiny wiatrowe nie działają, a jak mamy do dyspozycji tylko baterie słoneczne, to w nocy jest nielekko. Tu pojawia się pierwsza usterka gry – brak jakichkolwiek elektrowni, atomowych czy termojądrowych.
Oprócz energii musimy zapewnić kolonii wodę i tlen, wyżywienie, nocleg i rozrywkę dla kolonistów plus stałą produkcję surowców (potrzebnych do budowy struktur i wytwarzania produktów) oraz ich przeróbkę na inne rzeczy. Cała gra polega więc na odpowiednim balansowaniu między wytwarzaniem a zużyciem zasobów, co nie jest prostą rzeczą, bo jest ich dość trochę. Nie jest aż tak trudno jak w „Banished”, ale i tak łatwo wjechać na spiralę śmierci, bo wystarczy, że zabraknie nam prądu, przez co przestanie działać wytwórnia wody, a to zastopuje generator tlenu, więc koloniści nie będą mogli wysiąść ze skafandrów ani niczego zjeść czy wytworzyć i zejdą z tego łez padołu.
Grożą im też zresztą inne rzeczy – wspomniane meteoryty (można postawić laser, który je zestrzeli), burze piaskowe, rozbłyski słoneczne. Najtragiczniejszy epizod w moich koloniach to trafienie meteoru w szklarnię, w której nie wiedzieć czemu przebywało aż sześciu ludzi, ale i tak miałem szczęście, bo chwilę wcześniej rozwaliło mi sypialnię z szesnastoma kojami, która akurat była całkiem pusta. Koloniści nie rozmnażają się sami z siebie, ale jak postawimy lądowisko, to przylatują nowi oraz pojawiają się też kupcy. Kupcy są drodzy – i to jest druga wada gry – są też jedynym źródłem nowych technologii, których jest niestety tylko osiem – i to jest trzecia wada gry.
Po zbudowaniu kosmoportu przylatują też turyści (dają dochód), a także bandyci, kiedy nasza baza jest już odpowiednio sławna. Możemy też postawić fabryczkę robotów, które wyręczają kolonistów w niektórych pracach, na przykład w obsłudze kopalni, co jest niebezpieczne.
Obiekty w grze dzielą się na dwie kategorie: komory z atmosferą (muszą być połączone korytarzem) i budowle wolnostojące. Te drugie to m.in. wytwórnia wody, baterie słoneczne, akumulatory itp. Komory z atmosferą trzeba jeszcze wyposażyć odpowiednio do przeznaczenia, na przykład kantynę w stoliki i kuchenki, centrum dowodzenia w różne stanowiska, sypialnie w łóżka itp. Większość budowli ma odmiany różniące się wielkością (2, 3, a nawet 4) – ale nie należy budować od razu największych jak leci, o czym na końcu.
„Planetbase” ma, prócz samouczka, dwa tryby rozgrywki. Pierwszy to standardowa gra, w której budujemy kolonię na wybranym ciele niebieskim (początkowo dostępna jest tylko podstawowa planeta typu Mars – kolejne odblokowuje się wygrywając grę na poprzednich). Przed lądowaniem możemy też wybrać miejsce, od której zależy m.in. siła nasłonecznienia i wiatru, a także ukształtowanie terenu. Jest niezwykle ważne, aby na początku gry nie trafić w jakieś ciasne miejsce, bo może to utrudnić albo nawet uniemożliwić rozbudowę kolonii (góry niestety blokują możliwość stawiania budynków). Dlatego trzeba obejrzeć okolicę zaraz po lądowaniu, a w razie niesprzyjającego terenu – zacząć od nowa. Celem rozgrywki na każdej z planet jest osiąganie tzw. kamieni milowych, np. samowystarczalności, określonej liczbę kolonistów, wytworzenia określonej ilości surowców itd. Po zaliczeniu wszystkich kamieni milowych gra zalicza nam zwycięstwo i możemy przejść do kolonizowania następnego.
Drugim trybem są wyzwania, czyli scenariusze, w których lądujemy na sztywno wybranej mapie i realizujemy ściśle określony cel, np. budowę przemysłu obejmującego wskazaną liczbę budynków albo odparcie inwazji. Wyzwania można też pobierać z warsztatu Steam.
Podsumowując, gra jest fajna, ale mogłaby być większa (więcej budynków, więcej typów planet, jakieś obiekty do eksplorowania na planetach, większe drzewko technologii, badania naukowe, lepiej rozwiązany handel [gwiezdni kupcy mają cholernie wysokie marże]). Wspomniana „Surviving Mars” z 2018 roku jest dużo bogatsza i bardziej złożona pod każdym względem z wyjątkiem jednego – mamy w niej oczywiście tylko jeden typ planety, ale i tam kolonie można tam zakładać w różnych miejscach, różniących się pod względem warunków klimatycznych. No i w „Surviving Mars” większość roboty wykonują drony, a tu – koloniści-ludzie. Uważam jednak, że „Planetbase” to dość dobry produkt na poziomie cenowym ok. 50 złotych. Innymi podobnymi grami, tzn. city builderami polegającymi na budowaniu kolonii na obcych planetach, są np. „Aven Colony”, „Space Colony”, „The Spatials” (ta ma akurat dodatkowo element rpg-owo-eksploracyjny i w przeciwieństwie do pozostałych tytułów można w niej sterować ludzikami bezpośrednio),
Dla osób, które chciałyby zagrać, mam na koniec parę rad.
1. Budowanie dużych wersji większości komór jest w początkowej fazie gry niewskazane, bo powoduje niepotrzebne zużycie surowców. Wyjątkami są szklarnia (biofabryka), sypialnia, generator tlenu i może jeszcze przetwórnia surowców (NIE fabryka).
2. Akumulatory i przynajmniej jeden zbiornik na zapas wody są niezbędne! Wydajność wytwórni wody skacze, w nocy baterie słoneczne nie działają, a prędkość wiatru jest też zmienna (wbrew pozorom burze piaskowe są bardzo przydatne). Gdy nie ma atmosfery, przetrwamy tylko dzięki odpowiedniej liczbie akumulatorów.
3. Nie należy wyznaczać za dużo rzeczy do zbudowania naraz, bo może się zdarzyć, że niezbędne surowce zostaną rozniesione po połowie między na przykład dwoma obiektami i w żadnym z nich nie będzie kompletu (a tylko wtedy zacznie się budowa)
4. Po zbudowaniu lądowiska trzeba bardzo uważać, by nie nalazło nam za dużo kolonistów (niedobór tlenu to początek drogi ku zagładzie). Najlepiej po osiągnięciu 85-90% maksimum zablokować możliwość lądowania statków kolonizacyjnych i odblokować ją dopiero po rozbudowie generatorów tlenu i zapewnieniu dopływu żywności.
Screenshoty własne (poza trzema ostatnimi, pożyczonymi z netu żeby pokazać, jak wyglądają późniejsze planety).