Klinozoisyt jest minerałem krzemianowym o wzorze {Ca₂}{Al₃}(Si₂O₇)(SiO₄)O(OH), zabarwieniu oliwkowym lub brązowym i słupowym pokroju (jeśli mowa o dobrze wykształconych kryształach). Twardość 7, gęstość ok. 3,3 g/cm3. Nazwę zawdzięcza jednoskośnej (czyli monoklinalnej) budowie kryształów i podobieństwu do zoisytu; należy do grupy epidotu. Zidentyfikowany i opisany pod koniec XIX wieku jako minerał występującym w Tyrolu Wschodnim. Zabarwienie zawdzięcza obecności domieszek tytanu, żelaza, manganu.
Dawno nie pastwiłem się nad stronami szurystyczno-magicznymi, a więc jedziemy. Otóż klinozoisyt jest znakomity jeśli chodzi o detoks organizmu, zwłaszcza jeśli byliśmy poddani działaniu promieniowania (a, spójrzmy prawdzie w oczy, któż z nas nie był?). Współdziała ten minerał z czakrami serca i pleksusem solarnym (uprzejmie proszę o niezadawanie pytania, co to jest, bo mnie się „pleksus” kojarzy jedynie ze świńskimi powieściami Henry’ego Millera). Pomaga złagodzić ból złamanego serca (mam nadzieję, że czytają mój cykl kardiolodzy), umożliwia zrozumienie i jasność (wydaje mi się, że podobnie działają też żarówki). Praca z klinozoisytem pozwala znaleźć miejsce wybaczenia (wtf?) i iść naprzód silniejszym i… dobra, wystarczy.
[zdjęcia za pośrednictwem strony mindat.org]