
Gdybym był popkulturowym pseudonaukowcem z amerykańskiego filmu lub serialu, powiedziałbym „mam teorię”. Ale ponieważ nim nie jestem, napiszę „mam hipotezę”.
Od kilku tygodni myśląca czasami prawie połowa narodu nie może wyjść ze zdumienia, że prosty lud głosował na osobę będącą na bakier z prawem i że szemrana przeszłość elekta nie zdyskwalifikowała go w oczach ludu jako kandydata na jedno z najwyższych i najbardziej reprezentacyjnych stanowisk w państwie. Ale według mnie sprawa jest prosta. W naszym kraju cały czas bardzo popularna jest seria powieści fantasy skreślona przez niejakiego Sienkiewicza Henryka i zatytułowana „Trylogia”. Co by nie mówić o wartości literackiej tego dzieła (niektórzy krytycy sekują je od zawsze), rzecz jest bardzo sprawnie napisana, zawiera bogatą galerię barwnych postaci, akcję ma umieszczoną w ważnym choć niezbyt korzystnym dla Polski okresie historycznym i zasadniczo odwołuje się do wszystkich pierwotnych instynktów przeciętnego polskiego patrioty. Brakuje tam tylko papieża, co chyba jednak nie dziwi, bo ówcześni papieże mogli słabo się orientować, gdzie leży Polska i co to jest – może z wyjątkiem Klemensa VIII, bo ten będąc nuncjuszem w naszym kraju rozwinął w sobie silne upodobanie do piwa wareckiego. Ale on był stulecie wcześniej.
Trzy z sześciu tomów „Trylogii” (co teoretycznie oznacza dzieło trzytomowe – ale podobnie, tylko na odwrót, jest z „Władcą Pierścieni”, który mimo wydania w trzech tomach trylogią nie jest, bo liczy sobie sześć ksiąg) składają się na najgrubszą i chyba najbardziej dramatyczną część cyklu, zatytułowaną „Potop”. Najbardziej ona jest dramatyczna, albowiem leją nas tam praktycznie wszyscy, może z wyjątkiem, o dziwo – to znaczy proszę pani – Niemców. Szwedzi, raszyści zakamuflowani jako Septentrionowie, kozacy Zołtareńkowi (czyli niestety jakby Ukraińcy), a nawet Madziarzy i Rumuni. Jest też jeden Czech, który nas nie lubi, bo tak. A nie, czekaj, z Niemców jest wśród potopowiczów niejaki książę Heski, co w dzieciństwie zawsze brałem za nazwisko i dopiero jak pojechałem za wolnej Polski do Kassel, to zajarzyłem, że chodziło o księcia HESJI. I że to był książę przymiotnikowy. Ale dość nawet sympatyczny.
Wracajmy jednak do adremu, bo wdaję się w dygresje. Otóż bohaterem „Potopu” jest pan Andrzej Kmicic, chorąży orszański, warchoł pierwsza klasa i czołowy bandzior na dzielni, terroryzujący okolicę w towarzystwie kompanii jemu podobnych kiboli, z których aż jeden szczyci się tym, że krew ludzka na nim nie ciąży. Poza tym pan Karol, to jest pardąsik Andrzej K., nie mylić z D., ma na rozkładzie pełny repertuar: wsi i miast palenie i/lub plądrowanie, łyczków mordowanie, żydów prześladowanie albo przynajmniej obcesowe traktowanie (ale oni tak wszyscy wtedy), niewiast porywanie. Myślę, że tylko charakterystyczna dla czasów powstania powieści (koniec XIX wieku) wiktoriańska pruderia nie pozwoliła autorowi zgorszyć maluczkich opisami rzeczy, które zapewne uczyniłby Kmicic swojej niechętnej Oleńce, żeby ją do małżeństwa „zachęcić”. Ale wiadomo, że łobuz kocha najbardziej.
Kobieta Oleńka wywiera zresztą na pana Andrzeja Korzystny Wpływ, przez który on Chce Się Poprawić, tylko co chwila Coś Mu Przeszkadza. W ten sposób na przykład szaraczkowa szlachta dostaje od Anrzejowej ekipy parokrotnie wpier…ciry, a portrety przodków w Upicie czy tam innych Wołmontowiczach dorabiają się kul pistoletowych wczele, bo się panakmicicowa kompanija nadto rozochociła podczas biby i strzelać do wiwatu poczęła. Nazwa „Upita” staje się w tej sytuacji znacząca.
Targany namiętnościami i przez niechętnych mu Butrymów pan Andrzej trafia pod skrzydła Janusza (ahem, ahem) Radziwiłła, lidera miejscowej partii Władza i Radziwiłłość. Nie mylić z inną pisarką fantasy Radziwił Anną. Janusz formuje Anrzeja ideologicznie i zatrudnia na pomniejsze popychadło jako wolontariusza. Zapłaty Kmicic nie chce, bo ambitny, a zresztą xiążę Janusz skąpy jest jakby z Krakowa pochodził, a nie z Litwy. Przechodząc kolejne etapy szkolenia z propedeutyki nauk o społeczeństwie pod kierunkiem Radziwiłłów (bo jeszcze drugi się tam napatoczył, prounijny Bogusław), Kmicic przejrza… przejrzywa? na oczy i przechodzi do innego klubu parlamentarnego. Następnie broni Częstochowy i ojdyra przed unijną, tj. szwedzką nawałą, króla najmiłościwiej nam panującego Jana Kazimierza własną piersią zastawia, w imię ojczyzny Prusy proszwedzkie pustoszy, mordując wszystkich niepolskojęzycznych i pozostawiając po sobie jeno, jak powiedział pan Zagłoba, zgliszcza i cadavera.
Na koniec tych wszystkich awantur, zginąwszy wcześniej – niczym bohater serialu anime – tak z 4-5 razy, pan Anrzej w strony rodzinne wrócił, przebaczenie JKM (króla, króla, nie półtoraprocentowego polityka) uzyskał a ukochany przez okoliczną ludność (tę, co przeżyła jego imprezy) został. Zaś co najważniejsze Oleńka okazała się ran jego niegodną całować (cytat). Na szczęście skonsumowania godną pozostała.
A teraz the point emerges, jak powiedziała Beatrix Kiddo do Carradine’a kończącego przydługie dywagacje o komiksach. Otóż dlaczego mianowicie pan Kmicic Andrzej wciąż należy do ulubionych bohaterów polskich patriotów, choć źle traktował ojczyznę, słabszych od siebie i kobiety? Ano dlatego, że prawdziwej wiary przed Złounią bronił i naczelnego pomazańca ukochał jak nie przymierzając Mateusz Jarosława. Albo przynajmniej Antoni. Czyli był zły i zdradził, ale potem się poprawił (co jest niewątpliwie wielką pociechą dla ofiar jego, które już wąchają kwiatki od spodu).
Mam wrażenie, że dokładnie ten kmicicowy tryb… no nie powiem rozumowania, bo rozumu w tym niewiele – ten kmicicowy styl lud przenosi na naszego księcia elekta. Zły Był, ale już Przestał. Skręty popalał, ale się nie zaciągał. Na ustawkach się napier…miział, ale bez całowania. Emerytowi mieszkanie zabrał, ale niech ten, co nigdy nie zabrał mieszkania emerytowi, niech pierwszy rzuci… a nie, może lepiej niech niczym nie rzuca. Obecnie to kochający mąż i ojciec, przykładny urzędnik państwowy, który wcale nie defraudował państwowych środków (zresztą spójrzmy prawdzie w oczy, my też szabrowaliśmy do domu przydziałowe rolki papieru toaletowego, zamiast podcierać się nim tylko w pracy). Słowem, to swój chłop i on już nie będzie.
No chyba że Prezes mu każe.
[obrazki: sztuczna ćwierćinteligencja]