Kosmici przylecieli w styczniu.
Wobec bogactwa i różnorodności Wszechświata dla rozsądnego umysłu było oczywiste, że kiedyś przylecą, i pierwsze pytanie, jakie powinno by paść, to „Dlaczego dopiero teraz?”.
Jednak wśród osób, które zostały zaproszone – lub po prostu wepchały się – na powitalne spotkanie, osób rozsądnych akurat zabrakło. Owszem, byli prezydenci, premierzy, ministrowie, pierwsi sekretarze, prezesi, dyrektorzy, menedżerowie, profesorowie, rektorzy, dziekani, mułłowie, imami, ajatollahowie, kardynałowie, szamani, biskupi, kanonicy, homeopaci, szarlatani, a nawet ze dwóch czy trzech wodzów. Z rozsądnym myśleniem było jednak gorzej, co nie powinno dziwić, gdyż im poważniejsza sprawowana funkcja, tym rozsądek bardziej nieśmiały.
Kosmici przywieźli ze sobą masę sprzętu, okazało się jednak, że mówią doskonale po angielsku. I to nie powinno dziwić rozsądnych, bo przecież przez większość podróży mogli odbierać ziemskie audycje radiowe i telewizyjne. Co prawda nie wiadomo, czy fakt ten mógł być powodem do optymizmu dla Ziemian, ale przynajmniej nie było bariery językowej do pokonania. To znaczy, ze strony kosmitów.
Wydawało się wobec tego, że kosmici powinni znaleźć się pod huraganowym ogniem pytań, lecz kiedy spotkanie już się rozpoczęło, panowała na nim dziwna cisza. Kosmici pytali niewiele – co również nie powinno dziwić, gdyż pogląd na Ziemian mieli na podstawie wspomnianych wcześniej audycji już wyrobiony – ale i ludzie nie kwapili się do zadawania pytań. Padały półgębkiem i były jakieś nieważne, jakby każdy liczył, że te istotne zdoła zadać, przyłapawszy Kosmitów gdzieś na osobności, aby jego rywale – z pobliskiego państwa, innej uczelni, sąsiedniej religii – nie poznali tych ważkich informacji, które mogłyby zapewnić jakąkolwiek przewagę.
Wreszcie głos oddano jednemu z kardynałów:
– Czy wierzycie w Boga?
Kosmici spojrzeli po sobie i odezwał się ten najwyższy:
– Przepraszamy, ale nie jesteśmy pewni, czy dobrze rozumiemy wasz język. I czy zrozumieliśmy to pytanie. Może miało brzmieć „czy wierzycie Bogu”?
Kardynał niecierpliwie wzruszył ramionami:
– Mniejsza o gramatykę. Czy znacie Boga?
– Kogo? – odparł pytaniem Kosmita.
– Boga! Istotę najwyższą! Primus motor! Stworzyciela nieba i ziemi!
– Ach, jego. Oczywiście, że znamy – odparł inny Kosmita. – Zresztą wy też możecie go poznać.
Na sali zapanowała konsternacja pomieszana z poważnym poruszeniem. Bardziej materialistycznie nastawieni delegaci mieli na twarzach coś w rodzaju przerażenia, kontrastującego z łagodnym politowaniem na twarzach duchownych.
– Ależ my już znamy Boga – rzekł z nieco wymuszonym uśmiechem kardynał, który zadał to pytanie. – Czcimy go od kilku tysięcy lat i…
– To bardzo miło, że mnie czcicie – przerwał mu najwyższy Kosmita. – Nie pamiętam jednak, abyśmy byli kiedykolwiek sobie przedstawieni.
Na sali zapanował stan sprzed stworzenia świata. Teraz delegaci przekrzykiwali się, jeden przez drugiego usiłował coś powiedzieć, a większość zerwała się na równe nogi. W przeciwieństwie do Kosmitów, którzy nieporuszeni siedzieli za swoim stołem.
– Ale jak to, jak to?! – krzyczał kardynał, oganiając się od imamów, którzy usiłowali wyrwać mu mikrofon. – To jakieś nieporozumienie! Błąd tłumaczenia! Nam chodzi o Stworzyciela, tego, co oddzielił światło od ciemności!
– Właśnie na niego patrzycie – odparł mu spokojnie inny Kosmita. – Co prawda stworzył dużo więcej planet, niż waszą jedną Ziemię. Wszystko jest kwestią właściwego planowania.
Tychy, 2004-01-11
Illustration 168232347 © Vyacheslav Besputin | Dreamstime.com