Dzień 10. Ozu, wyspa kotów (cancelled) i podróż do Beppu
Z samego rana zabraliśmy się z gratami z hotelu w Matsuyamie i ruszyliśmy w kierunku wyspy kotów.
Pierwszym etapem była podróż małym ekspresem do Iyo-Ozu, gdzie zostawiliśmy bagaże w szafkach na stacji (ciężko było wepchnąć te polskie walizy) i ruszyliśmy w kierunku miejscowego zamku. Najstarsze zabudowania zamkowe wzniesiono w Ozu, na wzgórzu górującym nad rzeką, w pierwszej połowie XIV wieku. Pod koniec XVI wieku z rozkazu Hideyoshiego zamek został rozbudowany.
Toyotomi Hideyoshi zwany Wielkim to ważna postać w historii Japonii. Był jednym z najpotężniejszych dajmio (władców klanów) w okresie Sengoku Jidai, czyli wojny domowej, która zakończyła się ustanowieniem szogunatu (trzeciego z kolei) przez Tokugawę. Hideyoshi omalże nie zjednoczył do końca Japonii, ale zmarł trochę za wcześnie i potem górę wziął Tokugawa.
Obecna budowla zamkowa w Ozu jest rekonstrukcją tylko niewielkiej części zamku. Jak wyglądała całość – można zobaczyć na makiecie. Rzeczywiście był to imponujący obiekt, ale dziś istnieją zasadniczo tylko dwie wieże, fragmenty murów (częściowo autentyczne, odkopane podczas wykopalisk) i studnia o średnicy 3,6 m – największa w Japonii.
Po powrocie na stację w Ozu złapaliśmy szynobus do Nagahamy. To już było głębokie za… zacisze, kilka osób w wagonie, stacyjki najczęściej puste. Łowi się tam fugu i podaje w formie sushi, ale nie odważyliśmy się 🙂 W Nagahamie cisza i spokój, zupełnie jakby nie było nieopodal jednego z najsławniejszych miejsc na świecie (przynajmniej dla kociarzy). Po krótkich poszukiwaniach zidentyfikowaliśmy statek pływający na wyspę kotów, a po odrobinie dalszych wysiłków znaleźliśmy skippera (Kowalski, opcje!). Niestety nie było opcji, ponieważ okazało się, że z powodu wysokiej fali statek dziś nie pływa. Słowo kapitana rzecz święta, więc zwinęliśmy się jak niepyszni. Sniff.
Mając godzinkę czasu do następnego pociągu, poszliśmy obejrzeć pobliski most na rzece Hijikawa – to znaczy stary most przęsłowy o długości 232 metry, z 19-metrowym podnoszonym przęsłem. Jest to najstarszy wciąż używany most w Japonii, chociaż większość okolicznego ruchu przejął pobliski nowy most.
Po obejrzeniu mostów i rzeki wróciliśmy na stację i wsiedliśmy na szynobus do Ozu, tym razem jeszcze bardziej odjechany. Motyw mandarynki jest w tych okolicach bardzo popularny, bo podobno uprawiają tam jakąś szczególnie słodką odmianę.
Trasy kolejowe w okolicach Ozu są bardzo widowiskowe – tory prowadzą na ogół po zboczu doliny, której środkiem płynie jakaś rzeka. Mnóstwo pięknych widoków. W Ozu zabraliśmy walizy i wykonaliśmy krótki przeskok do Yawatahamy, gdzie wsiedliśmy na prom do Beppu i przenieśliśmy się na trzecią wyspę w naszej podróży, Kiusiu. Beppu jest miastem gorących źródeł – w dzielnicach położonych na zboczach gór zewsząd bucha para, ale o tym następnym razem.
A sam prom był ciekawy, typowo japoński – w środku żadnych foteli i stolików, tylko boksy wyłożone dywanem. Zdejmujemy buty i możemy się na nim wyłożyć.