1. Paulingit

Paulingit – To cudo tworzące (w odpowiednich warunkach) idealne sześciany jest w istocie dość prozaicznym minerałem, przynajmniej jeśli idzie o skład. Nie zawiera bowiem żadnych nietypowych pierwiastków – ot, mieszany glinokrzemian potasu, sodu i wapnia, o raczej onieśmielającym wzorze (K,Na,Ca)₃₋₄(Si,Al)₂₁O₄₂·17-22H₂O.

Należy do grupy zeolitów, czyli minerałów zawierających dużą ilość słabo związanej wody, którą łatwo wydzielić pod wpływem ciepła. Ich nazwa pochodzi od greckich słów dzeo (wrzeć) i lithos (kamień), czyli są to „wrzące kamienie”. Z punktu widzenia chemika zeolity są glinokrzemianami sodu, wapnia, potasu, litu, baru i mają dobre właściwości sorpcyjne. To znaczy, że łatwo wiążą różne substancje, np. jony metali ciężkich lub inne zanieczyszczenia, a także wodę, więc można je stosować do osuszania ciekłych związków organicznych, oczyszczania gazów i ścieków, zmiękczania wody itd. Robi się też z nich koci żwirek.

Paulingit jest bardzo rzadkim minerałem. Powstaje w pęcherzykach strumieni bazaltowych (które formują się rzecz jasna wtedy, gdy bazalt ma postać stopionej magmy). Znaleziono go m.in. na słynnej Grobli Olbrzyma (ang. Giant’s Causeway) w Irlandii, połaci skalnej składającej się z około 40 tysięcy słupów bazaltowych. Nazwano go na cześć amerykańskiego chemika Linusa Paulinga, jednego z czterech dwukrotnych zdobywców Nagrody Nobla i jednego z dwojga laureatów w dwóch różnych dziedzinach (pierwszym takim naukowcem była oczywiście Maria Skłodowska-Curie).

Pauling jest jednym z najwybitniejszych chemików XX wieku, ale niestety, przy okazji, to on jest pionierem manii witaminowej, gdyż był wielkim zwolennikiem niepotwierdzonej tezy, że wit. C stanowi panaceum na wszystko; zalecał dawkę nawet 1000 mg dziennie. Co prawda dożył sędziwych 93 lat, ale jak dotąd nie znaleziono żadnych dowodów na to, by wit. C pomagała na cokolwiek – poza niedoborem wit. C. Jak wszystkie witaminy zresztą.