152. Rome 92 AD

Amiga, MS-DOS

Gra znana też jako „Rome AD 92” oraz „Rome: Pathway to Power” w początkowej fazie wygląda jak przygodówka – ot, biegamy i załatwiamy to i owo. Jednak w rzeczywistości „Rome 92 AD” składa się z sześciu rozdziałów o zróżnicowanym charakterze i całość jest międzygatunkową hybrydą. Akcja rozgrywa się w starożytnym Rzymie pod koniec pierwszego wieku naszej ery, jednak wiarygodność dat jest bardzo umowna. Np. w jednym z rozdziałów strzeżemy Kleopatry, królowej Egiptu, podczas gdy najsławniejsza Kleopatra zmarła około 30 roku p.n.e., a pod koniec I wieku Egipt był już od dawna rzymską prowincją.

Grafika przedstawia świat gry w rzucie izometrycznym i jest mocno pikselowata. Świat wygląda w sumie podobnie jak w „Powermongerze”. W wersji PC gra wymagała co najmniej procesora 286 i karty graficznej VGA, dlatego grafika wygląda tu trochę lepiej niż na Amidze. Efekty dźwiękowe i muzyka odzywają się sporadycznie, głównie przy wydarzeniach fabularnych, aczkolwiek wersja pecetowa obsługuje popularne karty dźwiękowe.

Na ekranie prócz okna świata widzimy menu z podstawowymi poleceniami. Dwa pierwsze z nich wywołują dodatkowe okna, umożliwiające m.in. handel, kradzieże i wymuszanie kasy na przechodniach oraz używanie posiadanych przedmiotów. Do swojej dyspozycji mamy też mapę z zaznaczonym położeniem wszystkich ludzi. W miastach jest sporo budynków, ale nie da się ich obejrzeć od środka, natomiast do niektórych można wchodzić. W grze występuje zmienna pogoda i cykl dobowy, ale ich wpływ na rozgrywkę jest marginalny. Grę można przegrać na różne sposoby, np. możemy skończyć zamordowani przez barbarzyńców albo wygnani z Rzymu.

Imiona postaci są montypythonowskie (pamiętacie Bigusa Dickusa?): np. konsul zwie się Seganus Megadrivus, centurion – Militarius Conflictus, a jedna z pań – Erotica. Filmy z rozgrywką z obu wersji można bez problemów znaleźć na Youtube; całość trwa niespełna dwie godziny, co jest interesujące w kontekście współczesnego narzekania na krótkość niektórych gier.

W 1. rozdziale naszym zadaniem jest wydostać się z Herkulanum, któremu zagraża wybuch Wezuwiusza (w rzeczywistości miał miejsce w 79 roku n.e.). Nasza postać ma na imię Hector, na początku rozgrywki jesteśmy niewolnikiem, który ma zanieść list konsulowi. Po drodze możemy wstąpić do łaźni i ukraść togę kąpiącemu się delikwentowi. Za dostarczenie listu otrzymamy 3 sestercje – potem przebieramy się w togę i idziemy kupić sztylet na straganie w pobliżu nabrzeża (osobie w szmatach niewolnika nie sprzedadzą broni). Dzięki temu sztyletowi możemy zastraszać przechodniów i zdobywać dodatkowe fundusze, co jest o tyle istotne, że miejsce na statku odpływającym z Herkulanum jest płatne. Możemy też spacerować po mieście i obserwować codzienne życie, a nawet opłacić ofiarę w świątyni Jowisza i dokonywać zakupów (warto kupić kość do rzucania, przyda się później). Ale jeśli będziemy zwlekać zbyt długo, gdy wulkan zacznie wybuchać, to statki odpłyną i zginiemy. Game over, man, game over!

2. rozdział rozgrywa się w Rzymie. Wcześniej po dostarczeniu listu Megadrivusowi mogliśmy przypuszczać, że senator coś knuje – i rzeczywiście, knuje zamach w idy marcowe (to widać taka tradycja). Naszym głównym zadaniem jest tym razem ostrzeżenie cezara Gluteusa Maximusa przed planowanym zamachem, ale żeby wejść do pałacu cezara, musimy przekupić strażnika, a w tym celu trzeba uzbierać 80 sestercji. Po drodze możemy zagrać w kości (najlepiej tą własną kostką), dzięki czemu zdobędziemy więcej funduszy i będzie nas stać na kupno niewolnika, którego wystawimy do walk gladiatorskich, co da nam jeszcze więcej forsy. Oczywiście nie wtedy, gdy kupimy słabeusza – trzeba zainwestować w wojownika wysokiej klasy. (Przy innej okazji można kupić niewolnicę i nawet ją wykorzystać – co ciekawe, w tamtych czasach nie było jeszcze mowy o żadnej klasyfikacji wiekowej ani aferach. W dzisiejszych czasach oburzeni aktywiści oczywiście natychmiast zrobiliby grze dodatkową reklamę…) Kiedy już dostaniemy się do pałacu, w nagrodę za cenną informację cezar mianuje nas centurionem (a senator Seganus zostanie zdekapitowany).

Niestety w 3. rozdziale okazuje się, że zamiast posłać nas do ciepłych krajów, cezar rozkazuje nam udać się do ponurej Brytanii i zdobyć bojowy sztandar Brytów. Rozgrywka zmienia się w dość prostą, co nie znaczy łatwą, grę taktyczną. Interfejs jest tu nieco inny: pojawiają się przyciski umożliwiające aktywowanie poszczególnych oddziałów (mamy ich cztery po czterech ludzi) i wydawanie im rozkazów. Tym razem nie znajdujemy się w cywilizowanym mieście, tylko w terenie poprzecinanym przez rzeki i góry; są tam też lasy, umocnione wsie (które można plądrować dla zysku) i coś w rodzaju Stonehenge. Kluczową sprawą jest tutaj wypoczynek przed bitwą, bo biegając po terenie, legioniści się męczą, a zmęczeni przegrają – jednak ogólnie poruszają się topornie i nie ma co tu oczekiwać pełnokrwistego RTS-a (zresztą „Dune 2” dopiero co się ukazała). Sztandar przeznaczony do zdobycia znajduje się w północnej wiosce.

Rozdział 4. – po wiktorii nad Brytami wracamy do Rzymu, żeby odbyć triumf należny zwycięskiemu wodzowi. Cezar mianuje nas senatorem i możemy rozpocząć karierę polityczną. Jest okazja, bo akurat wakuje stanowisko konsula (pamiętamy niedoszłego zamachowca, Seganusa Megadrivusa?). Ale żeby zostać konsulem, musimy zyskać sympatię ludu, a do tego potrzeba będzie sestercji, sestercji i jeszcze raz sestercji. Zgodnie z najlepszą pissowską tradycją biegamy więc po mieście i kupujemy głosy (zwykle można pozyskać rzymskiego obywatela lub obywatelkę za 10 sestercji plus). Warto też zainwestować w satyryka, żeby zamiast szkalować nas, zajął się naszymi rywalami. Ponadto możemy ufundować sztukę (po łacinie) w teatrze oraz kupić nowego niewolnika (bo poprzedni zapewne się zużył) i wystawić go jako gladiatora, co przyniesie nam kasę i popularność. W nocy da się nawet wynająć zabójcę na zlecenie, który za drobną opłatą przerzedzi szeregi konkurentów. Na koniec (zwykle następnego dnia) obywatele rzymscy głosują w referendum (ciekawostka – głosują też kobiety, co w rzeczywistości nie miało miejsca).

Gdy już zostaniemy konsulem, to w rozdziale 5. cezar Żarłokus Wielkus zaniepokoi się naszą rosnącą popularnością i wyśle nas na samobójczą misję do Egiptu. Rezydująca w Aleksandrii Kleopatra (w rzeczywistości dawno już w 92 roku n.e. zeżmijowana i zmumifikowana) zażyczyła sobie naszej obecności jako „ambasadora”. W rzeczywistości chodzi o to, że jej brat, Ptolemeusz XXIV (nie było takiego, w rzeczywistości bracia Kleopatry mieli numerki XIII i XIV) chce odebrać jej władzę, więc trzeba mu to wybić z głowy. Ponieważ przybyliśmy do Egiptu tylko z gwardią przyboczną, więc Kleopatra oddaje nam pod komendę kilka swoich oddziałów, dzięki czemu mamy łącznie cztery, tak jak podczas wyprawy do Brytanii (i taki sam interfejs). Tym razem na mapie znajduje się kawałek Aleksandrii, świątynie, Nil i kawałek pustyni oraz, nie wiedzieć czemu, piramidy. Możemy organizować wśród zabudowy zasadzki na siły wroga. Zasadniczo trzeba przede wszystkim pilnować się, by jego oddziały nie napadły na nas wszystkie równocześnie (i żeby się nam wojacy nie zmęczyli). Da się manewrować tak, by przeciwnicy poblokowali się częściowo na rzeźbie terenu. Po zwycięstwie wdzięczna Kleo zaproponuje nam chwilę relaksu i wręczy szesnastą emeryturę, a potem spadówa z powrotem do Rzymu.

Rozdział 6. zaczyna się od kolejnego triumfu w Wiecznym Mieście. W międzyczasie cezar doznał już wypalenia zawodowego i jego paranoja przekroczyła poziom tolerancji otoczenia. Wszyscy ważni się zgadzają, że najwyższy czas na rotację kadr. Rzecz jasna kandydat na nowego Ave Ja może być tylko jeden, czyli Hektor. Pamiętacie, że tak ma na imię nasz bohater? Co prawda to greckie imię (dzwoni coś tam z Iliady?), ale jest to kolejny drobny szczegół. Zwłaszcza że Grecy często byli niewolnikami Rzymian i pełnili rolę nauczycieli. Biorąc pod uwagę kierunek „reform” polskiej edukacji, chyba jesteśmy już blisko sprowadzenia statusu polskich pedagogów do podobnego poziomu. Naszym zadaniem w tym rozdziale jest zorganizowanie spisku i strącenie z tronu szaleńca, który terroryzuje obywateli. Wcześniej musimy jednak usunąć z drogi rywali, stosując znane już wcześniej metody (kupowanie głosów, płatne zabójstwa). Ostatecznie cezara można podobno zlikwidować na kilka sposobów: 1) Glutonus zabawia się występowaniem jako gladiator – możemy mu podsunąć naszego napakowanego czempiona (istnieje możliwość, że cezar zwycięży); 2) możemy nasłać na władcę swojego płatnego zabójcę (istnieje możliwość, że straże go zabiją); 3) możemy dokonać tego wiekopomnego czynu własnosztyletowo – Hektora strażnicy nie zatrzymają. A potem już radosna tłuszcza zaniesie nas na forum i obwoła nowym cezarem. The end.

Gra „Rome: Pathway to Power” została stworzona przez brytyjskie studio Firstlight i zyskała dobre recenzje – chwalono zwłaszcza obszerność gry i wielość rzeczy do zrobienia, ale krytykowano małe ludziki. Grało mi się w to przyjemnie, aczkolwiek replayability była znikoma. Rok wcześniej ci sami ludzie wypuścili grę „The Adventures of Robin Hood” o podobnej formule i na tym samym engine (Amiga, Atari ST, PC). Gramy tam Robin Hoodem i oczywiście klasycznie zabieramy bogatym, a oddajemy biednym, przy okazji zbierając 7 przedmiotów potrzebnych do ukończenia gry. Co ciekawe, „Przygody Robin Hooda” zawierają też elementy mitologii celtyckiej i skandynawskiej, trochę podobnie jak klasyczny serial Robin z Sherwood z lat 80.

[screenshoty pożyczone z MobyGames]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *