61. Homeopatia okiem chemika

Kiedy w dzieciństwie zaczytywałem się książkami o historii chemii, wydawało mi się, że homeopatia jest już tylko kuriozalną ciekawostką, należącą do przeszłości. W końcu jeszcze w XIX wieku słynny patolog Rudolf Virchow porównał homeopatów do piwoszy, którzy po wlaniu kufla piwa do Szprewy pod Berlinem chcieliby zaczerpnąć tego piwa przy jej ujściu do morza. Po koniec stulecia XX okazało się jednak, że homeopatia nie tylko nie upadła, ale w ogóle ma się jakby coraz lepiej. Zdarza się, że nawet lekarze – co szokujące – przepisują pacjentom preparaty homeopatyczne… Tymczasem do zdemaskowania fikcyjności homeopatii wystarczy powszechnie dostępna wiedza chemiczna z dziedziny stężeń roztworów.

Pierwsza zasada homeopatii, „podobne leczyć podobnym”, wygląda nawet na sensowną, ale tylko pobieżnie. Sformułował ją (a właściwie ściągnął od Hipokratesa, czyli z V wieku pne.) twórca tej metody – niemiecki lekarz Samuel Hahnemann (1755–1843), zauważywszy, że chinina, lek na malarię, wywołuje u niego objawy podobne do samej choroby. Zasada ta była do przyjęcia jedynie w okresie powstawania homeopatii, a więc dwieście pięćdziesiąt lat temu, kiedy jeszcze nie znano prawdziwej natury chorób ani czynników je wywołujących. Usiłuje ona bowiem leczyć objawy, jednak aby wyleczyć, nie należy leczyć objawów, a przyczynę choroby – tą zaś są przeważnie różnego rodzaju mikroorganizmy. Gdy gąsienice wyżerają sośnie szpilki, jasne jest, że nie należy przyklejać drzewu nowych szpilek, tylko zlikwidować gąsienice.

Niekiedy przyrównuje się nawet działanie preparatów homeopatycznych do szczepionek, co jest zdecydowanie nadużyciem. Szczepionka wywiera konkretny, ściśle określony wpływ na organizm, aktywizując czy „ucząc” system odpornościowy. I szczepionki podaje się pacjentom w całkiem konkretnych, wykrywalnych ilościach.

Strażak homeopatyczny

Powyższe to jeszcze jednak małe piwo (niewlewane do Szprewy). Rzecz bowiem w istocie homeopatii, czyli podawaniu „leków” rozcieńczonych do granic niemożliwości. Tak naprawdę preparatów homeopatycznych w ogóle nie należy nazywać lekarstwami, a to z powodu metod ich przygotowywania. Kluczową rzeczą w tym procesie jest właśnie wyłącznie rozcieńczanie, przy czym stosowane są różne podejścia. Na przykład w metodzie „korsakowskiej” napełnia się naczynie roztworem „substancji czynnej”, roztwór ten zlewa, a do dalszego rozcieńczenia… bierze się tę resztkę roztworu, która pozostała na ściankach naczynia. Na etykiecie preparatu użycie tej metody jest oznaczane literą K z dodatkiem liczby oznaczającej, ile razy przeprowadzono tę procedurę.

Homeopaci używają też dokładniejszych metod, bardziej przypominających klasyczne rozcieńczanie. Rozcieńczenie dziesięciokrotne oznacza litera D lub X, stukrotne (ulubione przez Samuela Hahnemanna, twórcę homeopatii) – litera C. Oznaczenie Q odpowiada rozcieńczeniu 50 tysięcy razy. Są to jednostki tzw. „potencji homeopatycznej”.

„O nie! Pomieszałam butelki i nie wiem, gdzie są środki czynne, a gdzie placebo!”
„A jakie to ma znaczenie?”
Napis na ścianie „Apteka klinicznych testów homeopatycznych”

Jednak już rozcieńczenie 30X (odpowiadające stosunkowi 1:10³⁰) sprawia, że w przypadku wyjścia od roztworu jednomolowego w jednym litrze preparatu znajdzie się mniej więcej jedna milionowa cząsteczki substancji czynnej (w jednym litrze roztworu, którym nasyca się jeszcze cukrowe granulki). Decydująca jest tu liczba Avogadra, która, jak wszyscy pamiętamy, jest wielkością rzędu 10²³…

Jeden z bardzo popularnych preparatów homeopatycznych stosowanych w przypadku przeziębienia (o nazwie zaczynającej się na „o”), ma potencję 200C (czasem oznaczaną także C200 lub 200CH). Odpowiada ona rozcieńczeniu w stosunku 1:100²⁰⁰ albo 1:10⁴⁰⁰. Przy wyjściu od jednego mola substancji czynnej oznacza to, że jedna jej cząsteczka przypadałaby na 1,66·10³⁷⁶ cząsteczek rozpuszczalnika. Jeśli założymy, że rozpuszczalnikiem jest woda, odpowiadałoby to jednej cząsteczce preparatu na 3·10³³⁸ miliardów ton wody! (Dla porównania – całkowita ilość wody na Ziemi wynosi ok. 1,4 miliarda ton). W takiej sytuacji każdy, kto stwierdzi, że w „leku” nie ma żadnych śladów substancji czynnej, będzie miał rację w praktycznie 100%. Pozwolę sobie zacytować tutaj fragment hasła „Potencja homeopatyczna” z Wikipedii: „Żeby pochłonąć jedną cząsteczkę substancji czynnej, pacjent musiałby pochłonąć 10³²⁰ obserwowalnych wszechświatów wypełnionych wyłącznie [tym preparatem] (10³²⁰= 10⁸⁰ × 10⁸⁰ × 10⁸⁰ × 10⁸⁰, gdzie 10⁸⁰ to szacunkowa liczba atomów w naszym obserwowalnym Wszechświecie)”.

Jednak homeopatia utrzymuje, że po takiej procedurze w preparacie homeopatycznym pozostaje wytrzęsiona z substancji czynnej „esencja”. Trudno jednak zrozumieć, w jaki sposób coś, czego obecności nie można wykryć (a w postęp procedur analitycznych, jaki dokonał się przez ostatnie 200 lat, nikt chyba nie wątpi), może wywierać jakikolwiek wpływ na ludzki organizm. Zwolennicy homeopatii odwołują się tutaj do rzekomej „pamięci wody”, przechowującej informację o byłej obecności substancji w roztworze i jej właściwościach.

Szczególnym zwolennikiem „pamięci wody” był francuski immunolog Jacques Benveniste (1935–2004), autor wielu publikacji prezentujących wyniki, które miały potwierdzać jej istnienie. Mechanizm pamięci wody miałby polegać na tym, że cząsteczki wody formują określoną strukturę wokół cząsteczek lub jonów substancji rozpuszczonej, a po usunięciu tej substancji z roztworu zachowują tę strukturę bez zmian. Problem w tym, że nikomu nie udało się powtórzyć eksperymentów Benveniste’a z pozytywnym skutkiem, więc sprawa skończyła się przyznaniem Francuzowi tzw. IgNobla (1991), czyli nagrody za absurdalne (lub pozornie absurdalne) i nieodtwarzalne badania naukowe.

„Kupiłem homeopatyczny lek na łatwowierność”

Dlaczego pamięć wody jest niemożliwa, w każdym razie wedle aktualnej wiedzy fizykochemicznej? Wynika to ze struktury wody w stanie ciekłym. Jako ciecz składająca się z cząsteczek polarnych, zawierających w dodatku silnie polarne wiązania tlen-wodór, woda tworzy układ asocjatów, czyli większych struktur połączonych wiązaniami wodorowymi. W temperaturze bliskiej temperaturze topnienia istnieją klastery składające się nawet ze 100 cząsteczek wody, zachowujące strukturę lodu, a także struktury klatratowe – „klatki molekularne”, które mogą zawierać w swoim wnętrzu niezbyt wielkie cząsteczki niezwiązane z molekułami wody tworzącymi „obudowę”. W miarę wzrostu temperatury wiązania wodorowe w asocjatach ulegają rozerwaniu (aczkolwiek nawet w stanie pary istnieje jeszcze znacząca liczba asocjatów dimerycznych).

Opisane wyżej zjawiska mogłyby świadczyć na korzyść zwolenników pamięci wody – potwierdzają przecież, że woda ma określoną strukturę w stanie ciekłym. Problem jednak w tym, że ta struktura nie jest niezmienna. Odpowiadający za jej istnienie układ wiązań wodorowych jest dynamiczny: wiązania między cząsteczkami wody przez cały czas oscylują – powstają w jednych miejscach i rozpadają się w innych. Postulowanie istnienia trwałej, niezmiennej struktury w takiej sytuacji jest niczym szukanie stałego układu w strugach deszczu smaganych silnym, zmiennym wiatrem. Owszem, woda tworzy uporządkowane struktury wokół obecnych w niej cząsteczek lub jonów, jednak trwałość tych struktur jest warunkowana obecnością owych cząsteczek lub jonów. Bez nich zanika błyskawicznie – czyli woda „zapomina”, co zawierała.

Należy jednak zauważyć, że to chyba dobrze, iż „substancji czynnych” ani wspomnienia po nich w ogóle nie ma w preparatach homeopatycznych. Homeopaci wykorzystywali lub wykorzystują bowiem m.in. rtęć, arszenik, jad węża surukuku (groźnicy niemej, należącej do grzechotników) oraz tzw. miazmę homeopatyczną, otrzymaną z tkanek zmienionych chorobowo przez takie dolegliwości jak gruźlica, rzeżączka, kiła i nowotwory. Z bardziej normalnych rzeczy stosuje się w homeopatii wyciągi roślinne (np. z arniki górskiej albo pokrzywy, ale też i takie, które zawierają substancje szkodliwe) lub zwierzęce (z mleka krowiego, mleka psiego, wątroby kaczki czernicy, lecz również tarantuli i majki lekarskiej, czyli chrząszcza zwanego inaczej kantarydą). W internecie można nawet zapoznać się z „homeopatycznym układem okresowym”, zawierającym pierwiastki podzielone na serie tematyczne odpowiadające z grubsza okresom (ich „tematyka” to m.in. indywidualność, relacje, kreatywność, intuicja)…

Stwierdzenia, jakoby preparaty homeopatyczne pomagały na jakiekolwiek schorzenia, to kolejne nadużycie. Podawanie ich poważnie chorym zamiast prawdziwych leków uważane jest za nieetyczne, gdyż nikomu jeszcze nie udało się wykazać leczniczego efektu homeopatii, który wykraczałby poza granice błędu statystycznego. Mało tego, podczas rzetelnych eksperymentów sami eksperci od homeopatii nie byli w stanie rozpoznać nieoznaczonych preparatów, posiadających rzekomo silne i odmienne działanie lecznicze! „Działanie” homeopatii ogranicza się zatem do efektu placebo – czyli jest rzeczą całkowicie subiektywną i zależną od tego, czy pacjent wierzy, że to, co mu podają, działa (dlatego jest kompletnie absurdalne w weterynarii). Nie trzeba jednak dodawać, że poważnych chorób się w ten sposób nie wyleczy, a mniej poważne przemijają same. Zupełnie jak w starym żarcie, że katar leczony trwa tylko tydzień, a nieleczony – aż siedem dni.

W ten sposób dotarliśmy do ostatniej kwestii. Otóż homeopatia ma niewątpliwie jedną ważną zaletę, związaną ze znikomym stężeniem lub wręcz brakiem substancji czynnej w preparatach – jest nieszkodliwa. Dla zdrowia. Bardzo poważnie natomiast szkodzi portfelom… O ile można zrozumieć, dlaczego firmy farmaceutyczne każą sobie słono płacić za prawdziwe leki – w końcu zainwestowały ogromne kwoty w opracowanie leku, metod jego produkcji, testy i próby kliniczne – to nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak drogie są „terapie”, polegające na tym, że odpowiednik jednej czwartej ludzkości leczy się preparatem wykonanym z jednej kaczki! Z punktu widzenia kaczek jest to podziwu godna oszczędność; szkoda, że nie dotyczy ona finansów pacjenta.

Tekst pierwotnie opublikowany na facebookowej stronie dla nauczycieli chemii Wydawnictwa Nowa Era.

Kaczka czernica

Zainteresowanym polecam również np. filmy z kanałów popularnonaukowych na Youtube: Nauka. To lubię https://www.youtube.com/watch?v=eyomzlDxZLI&ab_channel=Nauka.ToLubi%C4%99, Uwaga! Naukowy bełkot https://www.youtube.com/watch?v=rgtPI8urtkE&ab_channel=Uwaga%21NaukowyBe%C5%82kot, James Randi „Homeopathy, quackery and fraud” na kanale TED https://www.youtube.com/watch?v=c0Z7KeNCi7g&ab_channel=TED (polskie napisy) oraz w języku angielskim Kurzgesagt https://www.youtube.com/watch?v=8HslUzw35mc&ab_channel=Kurzgesagt%E2%80%93InaNutshell]

[Źródła: J. Stobiński, Chemia zdobywa świat, Nasza Księgarnia, Warszawa 1974; https://en.wikipedia.org/wiki/Homeopathy; M. Dworniczak „Homeopatia”, Wiedza i Życie, marzec 2017; https://pl.wikipedia.org/wiki/Potencja_homeopatyczna]
[Źródła ilustracji: Science-Based Medicine, Gettyimages, Virchow Laboratories Group, Franco christophe – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=2105311, Calvero. – Selfmade with ChemDraw., Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1002878, Andreas Trepte – Praca własna, CC BY-SA 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3787544 oraz autorzy podpisani na grafikach]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *