Pewnego razu, a ściślej — w Odległej Przyszłości, dość Daleko Stąd, pewna grupa bardzo Mądrych Ludzi skonstruowała Pojazd, który miał umożliwić ludzkości skuteczne i pewne zbadanie Budowy Wszechświata. Przeprowadzenie takich badań bezpośrednio z Ziemi nie było całkiem możliwe, ponieważ co bliższe gwiazdy stały zbyt blisko, a gdzieś niedaleko chwytała promienie światła i zaginała wedle swej woli Soczewka Grawitacyjna jądra Galaktyki.
Na wyprawę postanowiono wysłać trzech ludzi, w tym zero kobiet, ponieważ irytacja i kaprysy mogłyby zakłócić działanie delikatnych Instrumentów Pokładowych. Załogę stanowili zatem: Fizyk, który jako jedyny rozumiał Zasady Funkcjonowania Pojazdu (a przynajmniej był w stanie to uczynić w dni nieparzyste); Astronom, którego zadaniem była rejestracja wszystkich dostrzeżonych szczegółów Budowy oraz Zwykły Człowiek, zabrany tak na wszelki wypadek, by pomógł po powrocie przekonać Opinię Publiczną, że pieniądze wydane na budowę Pojazdu nie poszły na marne. Poza tym ktoś musiał parzyć Kawę dwóm naukowcom.
Przygotowany do startu Pojazd ustawiono na skwerze przed Instytutem Nauk Wszelakich. Wieczorem sproszono Dziennikarzy i w blasku fleszów trójka śmiałków wkroczyła na pokład Pojazdu, który z ogłuszającym hukiem zapuścił silniki, uniósł się i brzęcząc łagodnie zniknął w chmurach.
— Jak wiadomo, — zwrócił się Fizyk do Zwykłego Człowieka, albowiem dzień był właśnie nieparzysty — trudno człowiekowi ogarnąć umysłem strukturę, która przerasta go rozmiarami. Trudność ta wzrasta proporcjonalnie do ogromu, przed którym się staje. Przeto obmyśliliśmy nasz Pojazd w ten sposób, by w miarę oddalania się od Ziemi stopniowo zwiększał rozmiary, ze wszystkim, co znajduje się w jego wnętrzu. Dzięki temu nie tylko dostosujemy nasze proporcje do rozmiaru elementów Wszechświata, ale unikniemy również długiej podróży, gdyż rozszerzanie się równoczesne z przemieszczaniem spowoduje znaczne jej przyspieszenie — Fizyk umilkł, by przepłukać gardło łykiem Kawy, i nie podjął już przemowy, ponieważ w międzyczasie minęła północ.
Przez chwilę ludzie w milczeniu patrzyli na malejący Układ Słoneczny, a gdy pyłki planet stały się już niewidoczne i Słońce przestało się wyróżniać z grona Gwiazd, zabrał głos Astronom:
— Od bardzo dawna wiemy już, że najbliższe nam Gwiazdy zgrupowane są w Galaktykę. Z kilku rodzajów galaktyk nasza należy do najpiękniejszych, a mianowicie spiralnych. Takie galaktyki możemy zaobserwować w wielu miejscach nieba, na przykład w gwiazdozbiorze Andromedy widoczna jest galaktyka spiralna ponaddwukrotnie większa od naszej Galaktyki. Jako pierwsi jednak będziemy mogli obejrzeć spiralność naszej Galaktyki z zewnątrz. Ach, spójrzcie! Co za cudowna struktura!
Rzeczywiście, na tle czerniejącego nieba widoczne już było wielkie gwiazdowe koło, regularnie poznaczone wyraźnymi ramionami. W pobliżu znajdowały się również dwa mniejsze gwiezdne obłoki.
— Są to Obłoki Magellana — podjął Astronom. — Dwa satelity naszej Galaktyki, należące do galaktyk eliptycznych. Już od setek lat wiedziano, że Galaktyka, wraz z Obłokami Magellana i mniejszymi galaktykami satelitarnymi, oraz galaktyka Andromedy z własnymi satelitami tworzą Grupę Lokalną, czyli gromadę galaktyk oplecionych więzami wzajemnej grawitacji. Wokół Grupy Lokalnej rozciąga się pustka w promieniu około 10 milionów lat świetlnych, co właśnie zaczyna być widoczne.
Niebo za oknami było już bardzo poczerniałe. W Pojeździe zapanowała na chwilę cisza, przerywana jedynie sapaniem Ekspresu do Kawy.
— Grupa Lokalna, — włączył się znów Astronom — wraz z jej podobnymi grupami galaktyk tworzą wspólnie Metagalaktykę. Metagalaktyki zaś wchodzą w skład Teragalaktyki…
— Tera? — spytał Fizyk.
— Teraz, przyjacielu, zaczyna ona być dostrzegalna — odparł Astronom, upiwszy nieco z filiżanki. — Uważa się, że teragalaktyki tworzą układy włókien, które z kolei składają się na strukturę komórkową, ze ścianami zbudowanymi z włókien i względnie pustymi przestrzeniami międzywłókiennymi. Za chwilę będziemy mieli okazję to sprawdzić, a także dowiedzieć się, czy ponad komórkami struktura Wszechświata jest, jak wypływa z promieniowania tła, jednorodna.
— Tam coś widać — zwrócił uwagę Zwykły Człowiek, wskazując ogromne obiekty, które zaczęły formować się w przestrzeni wewnątrzkomórkowej.
— Jak rzekłem, jest to przestrzeń względnie pusta — stwierdził Astronom. — Może się w niej znaleźć cokolwiek, i to cokolwiek w niewyobrażalnym stopniu wykraczające poza zwykłe cokolwiek, jakie sobie człowiek wyobraża.
W tym momencie czarne dotąd tło niebios zaczęło się jakby rozjaśniać, zaś zawartość komórek — nabierać lekko zielonkawej barwy. Pojazd zaś zwiększał się dalej.
— Chyba wystarczy — powiedział zaniepokojony z lekka Astronom. — Wydaje się, że poza strukturą komórkową rzeczywiście nie da się już wyróżnić żadnej ponadstruktury. Fizyku, zatrzymaj maszyny i odwróć cykl. Pora wracać do domu.
Fizyk przypatrywał się przez chwilę tablicy rozdzielczej, szczerzącej się setkami przełączników, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się.
— Niestety — rzekł. — Dziś jest dzień parzysty. Geniusz jakiś wpadł na myśl, by start urządzić wieczorową porą…
— Dyrektor Instytutu sądził, że wieczornym mroku reporterskie flesze błyskać będą efektowniej — odparł Astronom. — Musimy zatem poczekać do jutra. Cóż, zobaczmy, co zobaczymy.
Za oknami panował już jasny blask, a zielone komórki wydawały się nieco poruszać. Z wolna przed oczyma ludzi zaczęła wyłaniać się nowa, nadrzędna struktura. Pojazd rozrastał się nadal, i wnet rozpoznali, co widzą przed sobą.
Źdźbło trawy.
Gdy Pojazd osiągnął odpowiednie rozmiary, zatrzymały się jego mechanizmy, a pokrywa luku odskoczyła z trzaskiem. Ludzie wyszli na zewnątrz i stwierdzili, że znajdują się na skwerze przed Instytutem Nauk Wszelakich. Był wczesny ranek, Słonko zaczynało przypiekać, a wokół niosło się rozgłośnie cykadanie cykad i ćwierkanie ćwierkad.
— To okropne! Wszechświat zawiera się sam w sobie! — jęknął Fizyk, po czym popadłszy w obłęd, wspiął się na pobliskie drzewo i dygotał tam tak silnie, aż wszystkie liście poopadały.
Astronom przełknął ślinę i zaniemówił, siadając tam, gdzie stał. Wpadł następnie w katatonię i po dziś dzień siedzi tak w pozycji lotosu, przypominając posąg, a studenci upstrzyli go nieprzystojnymi napisami.
A Zwykły Człowiek?
Urządził sobie majówkę.
Kłodzko, 22.09.97
[Illustration 3496559 © Geopappas – Dreamstime.com]