67. Radioizotopy w polskim kontrwywiadzie

W 2021 roku ukazała się książka Niewidzialni, napisana przez dziennikarza Onet.pl i eksperta od wywiadu Tomasza Awłasewicza, która dotyczy służb specjalnych PRL-u, a konkretnie Wydziału IX, jednostki kontrwywiadu zajmującej się infiltracją zagranicznych placówek dyplomatycznych. Autor napisał ją na podstawie licznych dokumentów udostępnionych mu przez IPN oraz rozmów z byłymi pracownikami tej jednostki.

Jest to ogólnie fascynująca lektura, a chemików może też zainteresować z uwagi na to, że podczas wejść do ambasad i konsulatów pracownicy Wydziału IX używali izotopów radioaktywnych. Stosowano je do otwierania sejfów z uwagi na to, że postęp w konstrukcji mechanicznych zamków, jaki dokonał się po II wojnie światowej, uniemożliwił otwieranie ich „metodą Kwinty” (znaną z filmów Juliusza Machulskiego Vabank), czyli na słuch.

Jak mówi cytowany przez Awłasewicza pracownik tajnych służb, ukrywający się pod pseudonimem Turysta, „Promieniowanie potrzebne było przede wszystkim do pokonania zamków, które napotykaliśmy na drzwiach najważniejszych pomieszczeń i kas pancernych – mechanicznych zamków szyfrowych. Specjaliści od bezpieczeństwa je uwielbiają, bo są trudne do otwarcia i nie istnieje problem klucza, który można zgubić i który da się skopiować”.

Typowy zamek szyfrowy składał się wtedy z 3–4 tarcz z wycięciem, które po ustawieniu w jednej linii umożliwiały wprowadzenie elementu (zwanego przez agentów „pieskiem”), odciągającego rygiel zamka (patrz ilustracja zaczerpnięta z Niewidzialnych).

Turysta: „Istniały dwie metody ustalania szyfru przy użyciu promieniowania. Pierwszą nazywaliśmy gammagraficzną i polegała ona na użyciu promieniowania, zazwyczaj wytworzonego przez kobalt-60 lub ewentualnie iryd-192, do prześwietlenia mechanizmu zamka. Dzięki temu uzyskiwaliśmy jego zdjęcie, podobne do zdjęcia rentgenowskiego, które dostajemy w szpitalu, kiedy złamiemy nogę. [Klisze wywoływano na miejscu, podczas akcji, za pomocą przenośnego zestawu fotograficznego – J.M.] Ponieważ metal zatrzymuje część promieniowania, na zdjęciu było widać wycięcia w tarczach. To pozwalało wnioskować, jakie ruchy pokrętłem trzeba wykonać, żeby ustawić te tarcze w odpowiedniej pozycji i tym samym otworzyć zamek. Analiza fotografii wymagała oczywiście dużego doświadczenia, ale dzięki niej mogliśmy zawęzić liczbę możliwych kombinacji do jakichś dwudziestu”.

Aby przeciwdziałać skuteczności tej metody, producenci zamków w pewnym momencie zastąpili metalowe tarcze plastikowymi, które nie zatrzymują promieniowania. Ale i na to specjaliści z naszych służb specjalnych znaleźli sposób. Turysta: „Druga metoda, zwana gammametryczną, stanowiła rozwiązanie przede wszystkim właśnie tego problemu. Trik, który pozwolił przechytrzyć producentów tarcz plastikowych, był taki, że wąską wiązkę promieniowania z irydu-192, charakteryzującego się mniejszą przenikliwością niż kobalt, puszczało się przez zamek dokładnie w tym miejscu, w którym w danym modelu powinien pojawić się pas, czyli to wycięcie w tarczach. Następnie kręciło się zamkiem i mierzyło się siłę promieniowania po drugiej stronie przy użyciu tak zwanych sond scyntylacyjnych, które były tak czułe, że wychwytywały, czy wiązka leci przez przeszkodę w postaci plastiku, czy nie. Jeśli podczas kręcenia podskoczył nam odczyt, był to znak, że właśnie w tym miejscu może być na danej tarczy ten prześwit”.

Niestety warunki, w jakich prowadzono te operacje, uniemożliwiały stosowanie zasad BHP, których celem jest zapewnienie bezpieczeństwa podczas posługiwania się izotopami promieniotwórczymi. Większość agentów była świadoma zagrożenia, lecz wymóg szybkiego działania podczas „wejść” do obcych placówek dyplomatycznych powodował silną ekspozycję na promieniowanie – np. źródło kobaltowe, mające kształt 6-milimetrowego fragmentu grafitu z ołówka, przenoszono kombinerkami bez odpowiednich środków ochronnych. Agenci nie byli też w stanie zachowywać bezpiecznej odległości od źródła promieniowania. Z tego powodu większość z nich choruje na nowotwory – jak mówi Turysta, dzisiaj spotykają się na kawce w szpitalu onkologicznym. A wielu z nich już nie żyje, niektórzy zmarli jeszcze przed 1990 rokiem…

Tekst opublikowany pierwotnie na Facebookowej grupie „Chemia dla nauczycieli” Wydawnictwa Nowa Era.

[źródła informacji i ilustracji: T. Awłasewicz, Niewidzialni. Największa tajemnica służb specjalnych PRL, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *