Dzień 2. Santoryn/Akrotiri
Aby odpowiedzieć na pytanie, o co chodzi z tą Atlantydą, musimy najpierw przenieść się w przeszłość, do późnego plejstocenu. Trwała wtedy jeszcze ostatnia epoka lodowcowa, więc poziom Morza Śródziemnego był o wiele niższy niż dzisiaj. I oto na południu późniejszych Cyklad rósł sobie radośnie pewien wulkan tarczowy, budując całkiem zgrabną okrągłą wyspę, którą później nazwano Thera. Około 30 tysięcy lat temu wyglądała ona następująco – czyli w ogóle nie przypominała dzisiejszego Santorynu.
Ale cóż, wulkany tarczowe mają to do siebie, że czasem się zatykają, a jeśli pozostaną czynne, to potem mogą wybuchnąć bardzo gwałtownie i przemeblować całą okolicę. Wulkan Thera postanowił zrobić coś takiego 10 tysięcy lat pn.e. Nie dysponujemy żadnym przekazem z tamtych czasów, bo cywilizacja ludzka nie znała jeszcze wtedy pisma, ale z pewnością musiało to być spektakularne wydarzenie. Wulkan wypluł, co się dało, i opróżnił swoją komorę magmową, przez co zapadła się ona pod ciężarem wody. I w ten sposób powstała kaldera, czyli kolista struktura, kotlina otoczona ścianą skalną (o średnicy ok. 20-25 km). Tę kotlinę oczywiście morze zalało, dzięki czemu powstała wyspa nazywana czasem przez starożytnych Strongile, czyli okrągła.
Podobne struktury znamy z wielu miejsc na Ziemi, sam np. odwiedziłem podczas podróży po Japonii Aso – kalderę lądową o rozmiarach 25 na 18 km. Miejsca takie mają wszelkie wady i zalety terenu wulkanicznego, tzn. jałowy, skalisty krajobraz z dość skąpą roślinnością, gorące źródła i łatwo dostępne złoża cennych minerałów. I właśnie dlatego, ponieważ na Therze/Strongile można było znaleźć m.in. miedź, a właśnie trwała epoka brązu, dla której miedź jest niezbędna, wyspą zainteresowała się cywilizacja minojska, rozwijająca się pięknie na Krecie (nie, nie tym od forsycji) od połowy 4. tysiąclecia p.n.e.
Niestety, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, a wulkan Thera nie powiedział jeszcze ostatniego słowa (po prawdzie to nawet przedostatniego wtedy nie powiedział, bo wybuchał jeszcze później wielokrotnie – w samym XX wieku miały miejsce dwa dłuższe okresy aktywności). W XVII, a według nowszych datowań w XVI wieku przed naszą erą doszło do gigantycznej eksplozji, którą cywilizacja mogła już opisać dla potomności. Znów spora część wyspy wyleciała w powietrze, wszystkie osady na wyspie zostały zniszczone, a kaldera zapadła się jeszcze bardziej (są w niej miejsca, gdzie głębokość sięga 400 metrów i więcej).
Skutki erupcji były straszliwe – kolumna materiału wyplutego przez wulkan wzniosła się na 35 km i dotarła do stratosfery, woda morska wdarła się do komory magmowej i gwałtownie zmieniła w parę, wypychając resztę na zewnątrz, co doprowadziło do powstania ogromnego tsunami o wysokości nawet 150 m, które spustoszyły wybrzeża Morza Egejskiego, w tym północne wybrzeże Krety. Wyspy, które pozostały po wale kaldery, zostały zasypane pyłem wulkanicznym, pumeksem i innymi skałami na wysokość sięgającą kilkudziesięciu metrów. Na dwa lata w Europie, zachodniej Azji i północnej Afryce zapanowało coś w rodzaju zimy nuklearnej.
W rezultacie reszta wyspy przybrała kształt znany nam dzisiaj: główna wyspa, nazywana powszechnie Santorini (po polsku Santoryn) od św. Ireny, ma kształt półksiężyca. Na zachodzie znajduje się mniejsza zamieszkana wyspa, Tirasja, która oderwała się od Thery. Pośrodku kaldery z wody wystają stożki wulkaniczne, tworzące wysepki Nea Kameni (większa) i Palea Kameni. Na południe od Tirasji wystaje z wody jeszcze jedna skałka o nazwie Aspronisi.
Erupcja ta została odnotowana przez wszystkie kultury istniejące w tamtej części Morza Śródziemnego. Zapisy na jej temat znalazły się też w starych kronikach egipskich i właśnie w Egipcie usłyszał o tym od kapłanów Platon. I przyszło mu do głowy wpleść tę historię do swoich pism, a konkretnie do dialogów „Timaios” i „Kritias”. Ale oczywiście namieszał po swojemu, jak to filozof – w jego opisie wielka cywilizacja istniała na wyspie za „Słupami Heraklesa”, czyli za Cieśniną Gibraltarską, na Atlantyku. I ta cywilizacja opanowała cały basen Morza Śródziemnego, i ta właśnie wyspa zatonęła w oceanie, gdy „nadszedł jeden dzień i jedna noc okropna […], a wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła”. Ta platońska bajka utkwiła w głowach zwolenników teorii spiskowych i poszukiwaczy zaginionych cywilizacji, jednak dzięki dokładnemu zbadaniu dna Atlantyku możemy dziś z niezbitą pewnością stwierdzić, że nigdy nie było tam żadnej wielkiej wyspy, która mogłaby zostać zatopiona przez ocean.
A czy Atlantyda mogła istnieć w innym miejscu? Niestety, nie w kształcie opisanym przez Platona. Filozof skorzystał bowiem z okazji i splótł starożytną legendę z własnymi koncepcjami państwa idealnego, a przy jego opisie swobodnie puścił wodze wyobraźni: „Te koliste kanały morskie, które otaczały dawną stolicę, naprzód połączyli mostami, otwierając w ten sposób drogę na zewnątrz i do królewskiego zamku. A zamek królewski w tej siedzibie boga i przodków zrazu urządzili po prostu, a później go jeden po drugim dziedziczył i to, co już było ozdobione i porządne, jeszcze porządkował i zdobił, i przewyższał świetnością poprzednika, aż w końcu wykończyli gmach zdumiewający oko wielkością i pięknością robót. Przekopali kanał, poczynając od morza, szeroki na trzy plethry, a na sto stóp głęboki i długi na pięćdziesiąt stadiów, sięgający do obręczy najbardziej zewnętrznej, i w ten sposób otworzyli wjazd z morza do środka, jakby do portu. Rozkopali wejście tak szerokie, że mogły w nie wpływać największe okręty. Przekopali też w kierunku mostów te pierścienie ziemne, które przedzielały koliste kanały morskie. Tak szeroko, że jedna triera mogła przepływać z jednego kanału do drugiego, i pokryli te przejścia górą tak, że dołem mogły przepływać okręty. Dlatego że brzegi pierścieni ziemnych miały dostateczną wysokość ponad poziom morza. Największy z tych pierścieni, przez który morze przepuszczono, był szeroki na trzy stadia, a następny pierścień ziemny był mu równy. Z dwóch następnych pierścień wodny miał dwa stadia szerokości, a suchy był mu znowu równy. Na jedno stadion był szeroki ten, który biegł naokoło samej wyspy. A wyspa, na której stał zamek królewski, miała pięć stadiów w średnicy. Więc tę wyspę naokoło i pierścienie, i most szeroki na jedno plethron, z obu stron kamiennym murem otoczyli, wieże i bramy nad mostami wedle przejść ku morzu wiodących z każdej strony wznieśli, a kamień ciosowy dali pod wyspą naokoło, pod tą środkową i pod pierścieniami na zewnątrz i na wewnątrz — jeden kamień biały, jeden czarny, a jeden czerwony. Kładąc ten kamień ciosowy, wykonali równocześnie dwie przystanie dla okrętów wewnątrz, kryte żywą skałą. Z budowli jedne zrobili po prostu, a inne figlarnie ozdobili wzorami jak tkaniny, mieszając kamienie różnej barwy i wyzyskując ich naturalny urok. Cały obwód muru obiegającego koło największe okryli brązem zamiast lakieru, a wewnętrzną stronę pociągnęli stopioną cyną. Mur okalający sam zamek okryli mosiądzem, który ma połyski ogniste”. Śladów po tak wielkim mieście nie udało się jak dotąd znaleźć – ale znaleziono coś innego, właśnie na Santorynie.
O obecności kultury minojskiej na Therze nikt nie miał pojęcia do lat 60. XX wieku, kiedy to w pobliżu wioski Akrotiri na południowym ramieniu Santorynu odkopano pozostałości portu sprzed 3600 lat. Okazało się, że ludzie mieszkali tam bardzo długo, nawet od 3000 lat p.n.e., a w okresie od 2 tys. lat p.n.e istniało tam gwarne portowe miasto, zajmujące się m.in. eksportem rud miedzi, tkanin i szafranu. Pozostałości tego miasta, dobrze zachowane pod warstwami materiału wulkanicznego (i dlatego nazywane czasem santoryńskimi Pompejami), można dziś obejrzeć w muzeum Akrotiri. Stanowisko archeologiczne jest osłonięte dachem, jednak nie robi moim zdaniem należytego wrażenia, może dlatego, że turyści nie mogą się przejść osobiście ulicami dawnego miasta.
Tymczasem było ono naprawdę wysoko rozwinięte – większość budynków miała trzy kondygnacje i wznosiła się na wysokość ośmiu metrów. Miasto było wyposażone w kanalizację i wodociągi. Budynki miały zimną i gorącą wodę (tę drugą ze źródeł geotermalnych) oraz spłukiwane wodą toalety! Ściany pomieszczeń mieszkalnych były obficie pokryte malowidłami przedstawiającymi życie mieszkańców i ich zajęcia: rybołówstwo, zbiory krokusów, tkactwo. Moda była dość swobodna, a raczej dostosowana do gorącego klimatu – faceci chodzili zwykle nago (chyba że pełnili jakiś poważny urząd), a kobiety – toples, podobnie jak na Krecie i w Egipcie.
Po zwiedzeniu pozostałości dawnego miasta przeszliśmy się jeszcze na słynną czerwoną plażę, czy też raczej na miejsce, z którego można było ją zobaczyć. Na Santorynie, jak to często bywa z wyspami wulkanicznymi, nie ma „normalnych” białych czy żółtych plaż – są one pokryte czarnym lub czerwonym „piaskiem” pochodzącym z erozji skał wulkanicznych.
Następnie pojechaliśmy do Firy i zjechaliśmy na chwilę kolejką do starego portu pod miastem, który jest bardzo klimatycznym miejscem, a potem wróciliśmy na lancz na górę.
Fragmenty dialogów Platona w tłumaczeniu Władysława Witwickiego. Mapy plastyczne wyspy Thera – Koutsogiannopoulos Wine Museum, Santoryn.