Wśród mumii i progów zwalniających 5

Dzień 2a – Przelot do Luksoru i statek

W tym odcinku odpoczniemy od czytania elaboratów, ponieważ po noclegu w Kairze mieliśmy w planie przelot do Luksoru. Poważnie to skraca podróż na południe (w innej wersji tej wycieczki jest powrót autobusem do Hurgady bez noclegu w Kairze i po kilku godzinach snu poranny wyjazd autobusem do Luksoru). Jednak nic w życiu nie może być proste i polską grupę rozparcelowano między dwa samoloty zaplanowane na 9:00 i 9:30. Ten pierwszy poleciał planowo, ale drugi zaczął generować opóźnienie. Kiedy na ekranie odlotów pojawiło się „Delayed to 13:00”, oznaczało to już pewien problem, gdyż mielibyśmy zakłócenie planu zwiedzania. Na szczęście okazało się, że ktoś się chyba machnął przy naciskaniu cyferek na klawiaturze i po kilku minutach pojawiło się „10:30”. A polecieliśmy i tak o 11:00.

Przelot z Kairu do Luksoru trwa około 45 minut i samolot leci w większości niezbyt wysoko. Miałem miejsce przy oknie i mogłem podziwiać widoki, choć zdjęcia nie wyszły idealnie przez brudną pleksę.

Gdy wyjechaliśmy z lotniska w Luksorze, natychmiast okazało się, że klimat jest tu zupełnie inny: po pierwsze, (jeszcze) bardziej gorąco, a po drugie – o wiele więcej zieleni. Kair to przede wszystkim wielkie miasto, natomiast okolice Luksoru mają bardziej wiejski, rolniczy charakter. Teren poprzecinany jest też prowadzącymi od Nilu kanałami nawadniającymi.

Nasz statek to był typowy wycieczkowiec, jakich po Nilu kursują dziesiątki, a w czasie szczytu turystycznego nawet setki. Nazywał się „Solaris I” i nie był całkiem nowy i superluksusowy, ale i tak całkiem przyjemny i czysty. No i jedzenie na nim dawali fantastyczne, co było nie bez znaczenia, gdyż na statku mieliśmy spędzić większość wycieczki. Ale odpływać miał dopiero następnego dnia po południu, gdyż w okolicy było do obejrzenia mnóstwo rzeczy.

Nasz przewodnik co wieczór wieszał na tablicy ogłoszeń zabawny „plan lekcji” na następny dzień, czasem ilustrowany.

Statek miał 70 kajut, restaurację na najniższej kondygnacji, bar na najwyższej, niezwykle przyjemny kącik czytelniczy, stół bilardowy (ustawiony krzywo, miałem z synem sporo ubawu, gdy próbowaliśmy na nim grać), na dachu drugi bar i basen. Każda kajuta miała łazienkę i balkonik, na którym można było sobie usiąść i kontemplować rzekę. Te balkoniki to w sumie rzadkość, większość mijanych przez nas statków ich nie miała. Poirota na statku nie spotkaliśmy, byli tylko Włosi, Hiszpanie i Francuzi.

W następnym odcinku – zespół świątyń w Karnaku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *