Do pełnej rocznicy brakuje jeszcze kilku miesięcy, ale to w 1982, czyli 40 lat temu, ukazał się czwarty studyjny album Kate Bush (artystka miała wtedy zaledwie 24 lata!), „The Dreaming”. Jeszcze bardziej eksperymentalny niż poprzedni, sprzedawał się słabo, ale z upływem czasu zyskiwał coraz większą renomę i dziś jest przez wielu uważany za najwybitniejszą płytę Kate (wg mnie jest ex aequo z następną, „The Hounds of Love”). Pełno na nim fascynujących kompozycji i ciekawego instrumentarium, niezwykłych tekstów inspirowanych literaturą, starymi filmami kryminalnymi, wierzeniami australijskich Aborygenów. Mimo wydania pięciu singli nie przyniósł żadnego wielkiego przeboju w rodzaju „Babooshki” z poprzedniej płyty („All the Love” była przebojem tylko w Polsce, głównie dzięki Liście Przebojów Trójki). To jednak miało znaczenie głównie dla wydawcy, słuchacze wiedzieli swoje (albo dochodzili do tego z upływem czasu). Moja historia tej płyty (i sporej liczby innych) wiąże się z Tomkiem Koperwasem, kolegą, którego znam od przedszkola, a który w Bytomiu mieszkał w innym bloku na „moim” placu. Odkupiłem od niego winyl po okazyjnej cenie, trzeba przyznać, że już dość zajechany 😉
Strona A | Title | Length |
---|---|---|
1. | „Sat in Your Lap” | 3:29 |
2. | „There Goes a Tenner” | 3:24 |
3. | „Pull Out the Pin” | 5:26 |
4. | „Suspended in Gaffa” | 3:54 |
5. | „Leave It Open” | 3:20 |
Strona B | Title | Length |
---|---|---|
6. | „The Dreaming” | 4:41 |
7. | „Night of the Swallow” | 5:22 |
8. | „All the Love” | 4:29 |
9. | „Houdini” | 3:48 |
10. | „Get Out of My House” | 5:25 |
Jeśli ktoś się zastanawia, co Kate na okładce trzyma w ustach, to jest to klucz (do łańcuchów), który Bess Houdini podaje swojemu znanemu skądinąd mężowi (nawiązanie do tekstu utworu „Houdini”, więcej pod koniec wpisu). W roli magika wystąpił basista ekipy nagrywającej płytę, fotografię „przysepiowano” tak, że kolorowy pozostał tylko klucz i makijaż oczu Kate.
Płyta rozpoczyna się od bardzo dynamicznego „Sat in Your Lap”, a ponieważ chodzi o wiedzę, to tytuł należy rozumieć jako „coś wrodzonego”. Tekst dotyczy właśnie poszukiwania wiedzy i przeciwstawienia dwóch poglądów: tego, że wiedza jest wrodzona i tego, że jest nieosiągalna. Ja oczywiście nie jestem zwolennikiem żadnego z nich – uważam, że wiedza, ta rzetelna, dowodliwa wiedza ludzi o świecie jest osiągalna. I choć na pewno nie jest kompletna (chyba nigdy nie będzie), to ciągle się rozwija i będzie rozwijać, dopóki przynajmniej część ludzkości pozostanie odporna na łatwiznę wiary. I że właściwie wykorzystana przynosi ludzkości niezliczone korzyści, byle uniknąć pułapki komercjalizacji.
Kolejny utwór, „There Goes a Tenner”, opowiada o napadzie na bank i tekstowo stanowi nawiązanie do amerykańskich filmów kryminalnych z czasów złotej ery Hollywood. Kate porównuje w nim uczestników napadu do aktorów grających rutynowo w takich filmach – padają nazwiska Bogarta, George’a Rafta i (Jamesa) Cagneya. Tytuł oznacza „Oto leci dycha”, „tenner” to banknot 10-funtowy – a wziął się stąd, że opisywany w utworze napad się nie udał, gdyż bohaterowie użyli za dużo materiału wybuchowego (gelignite – żelatyny wybuchowej) i cały skarbiec wyleciał w powietrze, rozsypując kasę po całej okolicy. To był pierwszy singiel z płyty i, jak podaje Wikipedia, jedyny singiel Kate, który w ogóle nie załapał się na listę najlepiej sprzedających się singli (w przeciwieństwie do większości polskich list przebojów, te zachodnie są, a przynajmniej były zwykle oparte o dane sprzedaży).
„Pull out the Pin”, czyli „Wyciągnąć zawleczkę”, dotyczy wojny w Wietnamie. Zanim przeczytałem tekst po raz pierwszy, wydawało mi się, że chodzi o laleczkę voodoo 😉 jednak opowiada on o walce z punktu widzenia Wietnamczyka, tropiącego w buszu amerykańskich mieszczuchów za pomocą węchu:
They stink of the west, stink of sweat
Stink of cologne and baccy, and all their Yankee hash(Oni cuchną Zachodem i potem
wodą kolońską i tytoniem, całą tą jankeską marychą)
A potem wyciągamy zawleczkę i bęc takiemu granatem. „Just one thing in it / Me or him, I love life”.
Walczyk „Suspended in Gaffa” jest o poszukiwaniu absolutu (jeśli ktoś woli – boga). Gaffa to slangowe określenie „gaffer tape”, grubej taśmy samoprzylepnej, zwykle czarnej, używanej przez oświetleniowców w teatrze, filmie i telewizji do maskowania różnych rzeczy, np. kabli, przed okiem widza i kamery. „Suspended in Gaffa” oznaczałoby zatem coś w rodzaju „zawieszenia w ukryciu”. A teledysk poniżej to niezwykła wersja nakręcona dla telewizji niemieckiej – jak widać, natura obdarzyła Kate nie tylko talentem, ale także urodą.
Ostatni utwór z pierwszej strony winyla, „Leave it Open”, ma chyba najbardziej enigmatyczny tekst, który zestawia ryzyko, jakim grozi otwartość w różnych kontekstach, z koniecznością jej zachowania, aby uniknąć skostnienia i ograniczenia. „Harm in us, but power to arm” – mówi refren, a ja się zastanawiam, o co chodzi. „Krzywda jest w nas, ale i moc uzbrajania [się przed niebezpieczeństwem]”? Tekst ma miejscami łamany rytm, np. „Narrow mind would persecute it / Die a little to get to it”, co moim zdaniem jest intencjonalnym zabiegiem u takiej poetki jak Kate.
Druga strona płyty zaczyna się od tytułowego „The Dreaming”. Bez dwóch zdań jest to jedna z najbardziej niezwykłych kompozycji Kate z pierwszego okresu jej kariery – prawdziwy odlot bez epatowania awangardzizmem jak w „Deliusie” (z poprzedniej płyty, „Never For Ever”). Muzycznie i tekstowo utwór nawiązuje do Australii, do jej rdzennych mieszkańców (słyszymy tam np. charakterystyczne buczenie aborygeńskiego didgeridoo). Tytułowe „Śnienie” jest określeniem stanu psychicznego zjednoczenia Aborygena z naturą – podobno sięga to takiego stopnia, że Aborygen stapia się z krajobrazem i staje wręcz niewidzialny (powiedzmy że do tego podchodzę z lekkim przymrużeniem oka). Tekst mówi też o problemach, jakich przysporzyło rdzennym mieszkańcom przybycie białych, zwłaszcza w czasach, gdy tak jak Indianie w Amerykach stali się przeszkodą dla ekspansji i pozyskiwania przez przybyszów bogactw naturalnych. Momentami ma niezwykły rytm, jak np. na początku zwrotki:
„Bang!” goes another kanga
On the bonnet of the van„Bęc!” i kolejny kangur
Odbija się od maski samochodu
Przejście do kolejnej piosenki można uznać za szokujące, gdyż jest zupełnie inna – to upozowana na irlandzką balladę „Night of the Swallow” (Noc jaskółki). Irlandzcy muzycy grają tam na irlandzkich instrumentach (oraz na buzuki). W celu nagrania tych partii Kate poleciała do Irlandii, załatwiła sprawę w jedną noc i wróciła na Abbey Road dokończyć miksowanie. To był ostatni singiel z płyty, wydany chyba tylko w Irlandii. Przyznam, że ten utwór lubię jakby mniej, bo Kate momentami nadrywa tu głos niepotrzebnie.
Tekst jest rozmową, czy też romantyczną kłótnią między przemytnikiem a jego ukochaną. Przemytnik wybiera się do pracy i chciałby coś poprzemycać, a ukochana narzeka: „Gdzie będziesz lazł po nocy, za chwilę będzie lało, jeszcze nogę złamiesz. I w ogóle co to za fach, przemytnictwo, chwyciłbyś się jakiej uczciwej roboty. Bo tak to sąsiadkom nie mogę w oczy spojrzeć, a każda ma lepsze futro”. Posuwa się nawet do szantażu: „Jak pójdziesz, to doniosę na milicję”*; i klasycznie: „Jak mnie kochasz, to nie pójdziesz”. Na co przemytnik odpowiada: „Daj mi spokój, kobieto, chcesz mnie pozbawić wszelkiej radości życia. Muszę iść, zarobić na piwo i kluski, a ty byś chciała, żebym tylko w domu siedział i gnuśniał. Chcesz mnie trzymać jak tę jaskółkę z połamanymi skrzydłami”. (Uniżenie przepraszam Szanowne Czytelniczki, przy interpretacji tego utworu nieco mnie poniosła złośliwa wyobraźnia i nie wszystkie cytaty są dokładne).
* dosłownie „I won’t let you do it. If you go, I’ll let the law know”.
A potem jest kosmos – „All the Love”:
Ja tu wymiękłem, jeśli chodzi o interpretację tekstu, na szczęście mogę skorzystać z pomocy samej artystki. Strona Kate Bush Encyclopedia cytuje jej wypowiedź, iż jest to utwór o osamotnieniu, ukrywaniu uczuć i o tym, że okazujemy je innym często dopiero w obliczu tragedii. Inspiracją do jego powstania stała się awaria automatycznej sekretarki, z której Kate pewnego wieczoru odsłuchiwała wiadomości – i maszyna wycięła treść kilkunastu rozmów, odtwarzając tylko kończące wiadomości pożegnania. Kate zaszokowało to dziwne uczucie, jakie się w niej zbudziło, gdy słuchała połączeń, w których znajomi dzwonili do niej jakby tylko po to, żeby się pożegnać. Lekko przemontowaną sekwencję tych pożegnań słychać pod koniec utworu. A chłopiec z chóru, śpiewający refren, nazywa się Richard Thornton.
Przedostatnia piosenka, „Houdini”, nawiązuje do okładki, jak już wspomniałem. Harry Houdini (1874-1926) był przesławnym magikiem i iluzjonistą urodzonym na Węgrzech, słynącym przede wszystkim jako escape artist – facet, który uwalnia się z zamkniętych klatek, ze spętania łańcuchami, kaftanem bezpieczeństwa itp. Z wszystkich ryzykownych występów Houdini wyszedł bez szwanku, zmarł natomiast w sposób wielce kuriozalny. Otóż dwóch studentów wdało się z nim w dyskusję na temat tego, jak można wytrzymać ciosy w brzuch. Jeden z nich zaczął natychmiast okładać Houdiniego, który w ogóle nie zdążył napiąć odpowiednich mięśni. Ciosy spowodowały pęknięcie wyrostka, a w następstwie ostre zapalenie otrzewnej. Niestety artysta odrzucił propozycję przewiezienia do szpitala na operację, która zapewne uratowałaby mu życie. Zamiast tego kontynuował występy i umarł po tygodniu.
Mając 20 lat, Houdini poznał artystkę sceniczną Wilhelminę Beatrice Rahner, zwaną „Bess”, naonczas osiemnastoletnią, w której się zakochał i z którą się ożenił. Przez resztę jego życia Bess występowała wraz z nim jako asystentka i wspomagała jego liczne nietypowe przedsięwzięcia. Umówili się ze sobą, że jeśli jedno z nich umrze wcześniej, drugie spróbuje się skontaktować z jego duchem, by sprawdzić, czy bardzo popularny w tamtych czasach spirytyzm ma jakieś sensowne podstawy. W tym celu, aby zapobiec nagminnym oszustwom stosowanym przez „media”, mieli użyć sobie tylko znanego kodu „Rosabelle – answer – tell – pray, answer – look – tell – answer, answer – tell”, który szyfrował słowo „believe” (uwierz). Dlatego w piosence słyszymy słowa „z zaświatów”: Rosabelle, believe (Rosabelle jest tytułem piosenki, którą Bess śpiewała, gdy Houdini pierwszy raz zobaczył ją na scenie). Bess próbowała nawiązać kontakt z duchem męża przez wiele lat; zmarła na atak serca 17 lat po Houdinim.
W tej piosence Kate też nadrywa głos, choć jest to przynajmniej uzasadnione dramatyzmem utworu…
Płytę kończy prawdziwe magnum opus, jeden z moich najbardziej ulubionych utworów Kate – „Get Out of My House”. Ten brawurowo nagrany dialog między „mężczyzną” a „kobietą” (cudzysłowy stąd, że nie jest do końca pewne, czy to ludzie, czy dajmy na to demony) nawiązuje do powieści Stephena Kinga „Lśnienie”. Według samej artystki „Lśnienie” jest jedyną książką, która ją naprawdę przeraziła, a zarazem zainspirowała do napisania tekstu o zmaganiach bohaterki z domem będącym żywą istotą.
„Mężczyzna” ściemnia „kobiecie” po swojemu, snuje obiecanki cacanki, ta zaś się wykręca, jak może. W miarę, jak niebezpieczeństwo się zbliża, podmiotka liryczna zmienia się w ptaka, aby uciec, a gdy to nie skutkuje – w muła, i zwraca się ku zagrożeniu, by je odstraszyć. I w tym momencie Kaśka wydaje z siebie przeraźliwe ihaaa! Jakkolwiek śmiesznie by się to nie wydawało, w samej piosence brzmi fenomenalnie. Mimo iż instrumentarium jest tu skromniejsze niż w niektórych wcześniejszych utworach, zwłaszcza w „Night of the Swallow”, całość sprawia wrażenie ogromnego dźwiękowego bogactwa i przestrzeni. Prawdziwa perełka.