PC, OS X, Xbox 360, PlayStation 3
„Penny Arcade” to jeden z najstarszych komiksów internetowych, ukazujący się od 1998 roku, a komiksy internetowe to współczesna wersja comic strips, czyli kilkuobrazkowych „pasków komiksowych” publikowanych w prasie, zwykle w dziennikach. Pewnie mało kto dziś pamięta, ale od rysowania takich pasków drukowanych w „Wieczorze Wybrzeża” zaczynał Janusz Christa, twórca Kajka i Kokosza (pierwotnie byli to marynarze, Kajtek i Koko). Z komiksów internetowych najbardziej lubię Gamercata Samanthy Wilson (o kotach grających w gry wideo, 2011-19, na razie wstrzymany), ale „Penny Arcade” też należy do czołówki.
Twórcami „Penny Arcade” (ta nazwa, tak przy okazji, jest aluzją do salonów gier z automatami i oznacza coś w rodzaju „automat za złotówkę”) są Jerry Holkins i Mike Krahulik, których komiksowe alter egony, występujące też w opisywanych grach, zwą się Johnathan „Gabe” Gabriel (brunet) i Tycho Brahe (blondyn). Szczególnie w pierwszej dekadzie bieżącego stulecia ich komiks słynął z ciętego dowcipu, z którym komentowali bieżące wydarzenia ze świata komputerów i gier wideo.
Seria gier o przydługim tytule „Penny Arcade Adventures: On the Rain-Slick Precipice of Darkness” (podtytuł oznacza „Na śliskiej od deszczu krawędzi urwiska ciemności”) jest odcinkową grą RPG w klasycznym stylu, z liniową fabułą, sztywną ustaloną serią misji i walką w czasie pseudorzeczywistym, z dodatkowym elementem zręcznościowym zaczerpniętym z serii „Paper Mario”. Naciskanie odpowiednich klawiszy w odpowiedniej chwili powoduje zmniejszenie otrzymywanych obrażeń albo wykonywania ataków specjalnych (tak to przynajmniej wygląda w pierwszych dwóch odcinkach). Drużyna gracza może liczyć maksymalnie trzech bohaterów (postać stworzoną przez gracza plus Gabe’a i Brahego) oraz maksymalnie dwie postacie pomocnicze. Jako pierwszą z nich pozyskujemy kota, który jest jednak całkowicie bezużyteczny. Dany bohater może używać przedmiotów oraz wykonywać atak zwykły i specjalny (paski gotowości tych czynności wypełniają się kolejno z osobna).
Jeśli chodzi o rynsztunek, to każdy bohater ma do dyspozycji tylko jedną broń: nasza postać – grabie, Brahe – pistolet maszynowy, Gabe – gołe pięści. Uzbrojenie można ulepszać u Anne-Claire, nastoletniej bratanicy Tychona, specjalistki od spraw technicznych i mechanicznych (Gabe dostaje wtedy kastet). Wymaga to części wypadających z robotów, jednak w każdej lokacji możemy zdobyć tylko ograniczoną liczbę tych przedmiotów. Pokonywanie przeciwników daje postaciom doświadczenie, a przy awansie na wyższy poziom zwiększa się liczba punktów życia i siła ataków.
Gra była zakładana na cztery odcinki, które jednak ukazywały się z przeszkodami. Po wydaniu dwóch pierwszych w 2008 roku ich twórcy, studio Hothead Games, postanowili zakończyć współpracę z Penny Arcade i zajęli się serią komediowych action-RPG, zatytułowaną „Deathspank” (może kiedyś napiszę i o niej). Na ciąg dalszy trzeba było czekać aż do 2012 roku.
Dwa pierwsze odcinki mają dość prostą grafikę 3D podczas misji. Przeplatające je przerywniki mają formę dwuwymiarowych animowanych scenek w silnie komiksowym stylu, włącznie z podziałem na kadry. Teoretycznie te gry obsługują wszystkie współczesne tryby graficzne, jednak nie radzą sobie z pełnoekranowym 4K i lepiej grać w oknie (tu maksymalnym jest FHD). Oprawa graficzna jest jednak spójna i konsekwentna, do tego dochodzi groteskowo-niesamowita muzyka, przywodząca mi na myśl „Strefę mroku”.
Niestety dwa pozostałe odcinki mają nieco inną formułę, a przede wszystkim inny wygląd. Już wcześniejsze części były raczej grami budżetowymi, co było widać nawet w czasach ich wydania, natomiast 3. i 4. odcinek są budżetowe i oldschoolowe jeszcze bardziej. Wyglądają w zasadzie jak typowa RPG na SNES-a (jedną z wczesnych konsol Nintendo, z 1990 roku), z klasycznym widokiem pseudoizometrycznym (z góry pod dziwacznym kątem) i pikselowatą grafiką. Te części ogólnie leżą pod względem technicznym, muzyka jest kiepska (sorki, ale midi w grach to dzisiaj wczesne średniowiecze, a te prościutkie melodyjki złożone z krótkich motywów zapętlonych w kółko po prostu ranią uszy), brak dźwięku poza prostymi odgłosami ze stockowych sampli. Nie kontynuujemy gry postacią gracza, a jedynie dwoma bohaterami z komiksu (możemy sobie przy rozpoczynaniu rozgrywki wybrać, czy będą to zwykli faceci, kobiety, futrzaki, czy zombie) i postaciami dodatkowymi, np. w początkowych misjach mamy w drużynie Anne-Claire. Na mapie miasta nie mamy żadnej swobody – możemy chodzić jedynie po odblokowanych ścieżkach (one się odblokowują same, w ramach postępu liniowej fabuły).
Co gorsza, akcja odcinka 3. i 4. nie ma nic wspólnego z tym, co działo się w dwóch pierwszych. Dialogi są ogólnie proste i pozbawionego dowcipu. System walki jest totalnie prymitywny i przypomina gry sprzed 30 lat (czysta turówka, najpierw wydaje się rozkazy wszystkim postaciom, a dopiero potem są one wykonywane). Przeciwnicy są tacy sami jak we wcześniejszych epizodach, tylko nie mają tamtych śmiesznych animacji i praktycznie w ogóle się nie ruszają (ani na mapie, ani podczas walki). Ogólnie dość chamski recykling – te części wzbudziły we mnie tylko lekki niesmak.
Akcja „Penny Arcade Adventures: On the Rain-Slick Precipice of Darkness” rozgrywa się w czymś w rodzaju amerykańskiego miasteczka z lat 20. ubiegłego wieku, New Arcadia. Setting gry jest „steampunkowy” z dodatkiem urban fantasy, czyli parowe roboty plus diabły, demony i bogowie (ogólnie będący parodią motywów lovecraftowskich). Gabe i Brahe prowadzą agencję mniej więcej detektywistyczną o nazwie Startling Developments (w swobodnym przekładzie „Zaskakujący rozwój wydarzeń”) i występują w grze osobiście, jednak gracz ma swoją postać, którą tworzy na samym początku gry.
W pierwszym odcinku po samouczkowej misji rozgrywającej się na przedmieściu, gdzie znajdował się dom naszej postaci, zniszczony przez gigantycznego parowego robota o nazwie Fruit Fucker Prime (gra jest skierowana zdecydowanie dla osób dorosłych), zyskujemy dostęp do „kwatery głównej” agencji SD, która będzie odtąd także naszym przytuliskiem. Kwatera zapewnia dostęp do różnych aktywności, jakie wykonujemy w grze, w tym dochodzeń w rozwiązywanych sprawach, a także do mapy, umożliwiającej wybieranie lokacji, do której się udamy. Są to przede wszystkim poziomy-miejsca misji, ale także innych miejsc, np. pokoju Anne-Claire. Ale hold your horses, cała kwatera to tylko jeden ekran przedstawiający jedno pomieszczenie.
W dalszym ciągu rozrywki tropimy olbrzymiego robota, zwiedzając przy okazji slumsy, lunapark na molo, fabrykę małych Fruit Fuckers (ich nazwa pochodzi stąd, że jak podczas walki z nimi rzucimy pomarańczę, to najbliższy zacznie z nią kopulować, a pozostałe będą się na to gapić, dzięki czemu przez kilka „tur” nie będą nas atakować) i inne miejsca. Walczymy też z hobosami ze slumsów oraz mimami, po czym odkrywamy, że mimowie uprawiają kult Yog Sethisa, opisanego w świętej księdze Necrowombicon (aluzja do Necronomiconu, a womb to wiadomo). Po udoskonaleniu naszego uzbrojenia z użyciem częściowo obrzydliwych przedmiotów staczamy finałową walkę z wielkim cthulhupodobnym mimem, czemu przygląda się olbrzymi robot. I po ubiciu przez nas Yog Sethisa odchodzi w tzw. siną dal. To znaczy do drugiego odcinka.
Tutaj kontynuujemy rozpoczętą historię – Brahe i Gabe z delikatną pomocą postaci gracza prowadzą śledztwo, mające ujawnić, kto odpowiada za pojawienie się Fruit Fuckerów. Po drodze, wysłani przez Anne-Claire na poszukiwanie niezbędnych surowców, trafiają najpierw do domu dla obłąkanych, gdzie znajdują projektanta zwariowanych robotów, zostają uwięzieni jako osobnicy nienadający się do bytowania w społeczeństwie, uwalniają się, wypuszczając po drodze stado olbrzymich pająków. Dalsza droga prowadzi ich na Wystawę Światową 1922, gdzie odnajdują Fruit Fuckera Prime, zajętego kopulacją z gigantyczną nagrodzoną pomarańczą. Pierwsza próba pokonania go kończy się porażką, gdyż wewnątrz wielkiego robota tkwi esencja starszego boga, naprawiająca jego uszkodzenia. Na szczęście z pomocą przybywa Anne-Claire, pilotująca ogromną mechaniczną lalkę i za pomocą jej wdzięków dekoncentruje Fuckera Prime. Robot zostaje zniszczony, a jego pilot, główny utajony villain tej części – zabity. I na tym się drugi odcinek kończy, a następnych nie będę streszczać, bo po pierwsze ich akcja w ogóle nie jest dalszym ciągiem tej historii, a po drugie – nie grałem w nie na tyle długo, by przyznać im miejsce w tym cyklu. W istocie moim zdaniem nie da się w nie grać na tyle długo.
Screenshoty własne.