Dzień 2.
W ramach ciekawostki warto dodać, że w wojanowskim hotelu odbywają się kolonie „potterowskie” dla młodzieży, na których koloniści bawią się w szkołę magii i czarodziejstwa. Ganiają po parku i pałacu w długich szatach i spiczastych czapkach, i organizują różne tematyczne zabawy. Żeby latali na miotłach – nie widziałem, aczkolwiek istotnie z co starszych panienek byłyby całkiem zgrabne czarownice 😉 Oczywiście jest to straszny dyzgust dla Pana B. i nie będzie na takie rzeczy miejsca w Nowym Ładzie polskiego talibanu.
Bobrów
Pierwszą trasę po „Dolinie Pałaców i Ogrodów” zaczęliśmy od kawałka północno-wschodniego, a konkretnie od pałacu w Bobrowie (wieś obok Wojanowa, dlatego obiekt ten bywa też nazywany „Wojanów-Bobrów” albo „Bobrów-Wojanów”). Jest to niezwykle ciekawe miejsce, a jakoś mało znane – nie było go nawet na Google Maps, ale zgłosiłem, żeby go umieścić 🙂 Dlatego podążając do pałacu musieliśmy, jak ludzie pierwotni, posługiwać się mapami na papierze i tablicach informacyjnych. Na szczęście pałac jest lekko widoczny z szosy prowadzącej od Wojanowa do Janowic (tylko trzeba przez Bóbr przejechać, na szczęście mostem, nie brodem).
W miejscu pałacu w Bobrowie pierwotnie (w XV w.) znajdowała się jakaś budowla obronna strzegąca przeprawy przez rzekę. Właściwy pałac renesansowy powstał na przełomie XVI i XVII wieku z inicjatywy ówczesnego właściciela, Nickela von Zedlitz. Potem był kilkakrotnie przebudowywany i odbudowywany (np. po wojnie trzydziestoletniej), a ostateczny kształt uzyskał pod koniec XIX wieku, gdy był własnością rodziny von Deckerów (w międzyczasie należał też do Schaffgotschów, którzy w tym czy innym okresie byli właścicielami chyba każdego pałacu/zamku w okolicy 🙂 ).
Obiekt ma charakter przez niektórych przyrównywany do warownego obozu rzymskiego: obszerny dziedziniec z właściwym pałacem jest otoczony murem obronnym z kwadratowymi basztami i wieżami bramnymi w narożach. Nie ma fosy, ale i tak robi to duże wrażenie, zepsute niestety przez nowoczesne okna wmurowane w kurtynę (tak się nazywa prostu odcinek muru łączący dwie wieże). W czasach PRL-u zrobiono temu miejscu wiele podobnej krzywdy, betonując jakieś placyki pod murem, dobudowując jakieś betonowe płoty, przyczepiając do niego latarnie uliczne itp.
Pałac w Bobrowie przechodził typowe dla tego regionu koleje losu – najpierw był zajmowany przez Armię Czerwoną, potem mieścił m.in. ośrodek dla uchodźców, PGR, ośrodek kolonijny. Zgodnie z informacją uzyskaną od jednego z mieszkańców okolicy, na końcu był tam poprawczak, ale mimo to jeszcze w latach 70. pałac był w dobrym stanie. Później zaczął niszczeć, ale nie wygląda jakoś źle. Oby aktualny właściciel, rzecz jasna osoba prywatna, jak najszybciej zaczął coś z tym robić, bo póki co dzieje się tam jeszcze mniej niż w Świnach.
Okropne są te okna, a za to, co zrobiono tu z bramą, ktoś powinien 10 lat klęczeć na grochu. Oknoza, ciąg dalszy
Ruiny zamku Bolczów
Dalej pojechaliśmy do Janowic Wielkich, żeby zaparkować samochód pod górką z zamkiem Bolczów i wykonać niewielką wspinaczkę wysokogór… to jest, bardziej wysokopagórkową. Oczywiście okazało się, że tam, gdzie wg Google Maps ma być parking, żadnego parkingu (już?) nie ma, a nawet nie da się tam dojechać, bo zakaz. Zaparkowaliśmy więc pod miejscowym hipermarketem, którego nazwy nie podaję, żeby nie lokować produktu.
Do zamku Bolczów idzie się początkowo przez kawałek mieściny z bardzo ładną zabudową, a właściwe podejście zaczyna się od budynku nadleśnictwa. Miglance od informacji turystycznej podają na tabliczce, że wejście na górkę szlakiem trwa 0,3 godziny, ale łżą straszliwie, bo nie zajęło to nam 18 minut, tylko dwa razy więcej. Biorąc nawet poprawkę na częste przerwy dla opanowania dzikiej zadyszki, nie sądzę, by dało się tam wejść szybciej niż w 25 minut, no chyba że ktoś jest bezwtydnie młody i gna po skałach niczym kozica. Ścieżka jest miejscami mocno kamienista, w dodatku płyną nią strumyki i jest mokro, więc trzeba iść ostrożnie. Ale namęczyć się warto, bo zarówno same ruiny, jak i roztaczające się z ich wież widoki są fantastyczne.
Twierdza ta powstała w XIV wieku z inicjatywy Clericusa Bolze lub Bolcza, dworzanina księcia Bolesława II Małego. Początkowo składała się jedynie z kilku zabudowań, właściwe walory obronne – mur, wieże – zyskała dopiero w wyniku odbudowy po nieporozumieniach z husytami, na początku XVI wieku. Miała się dobrze aż do wojny 30-letniej, w której została zajęta przez Szwedów. W myśl powiedzenia „po nas choćby pożar” Szwedzi, opuszczając ją w 1645 roku, podpalili zabudowania i obiekt popadł w ruinę. W XIX wieku na fali romantycznego zainteresowania tego typu miejscami poddano ruiny konserwacji i wybudowano na starych fundamentach gospodę, która jeszcze po II wojnie funkcjonowała jako schronisko turystyczne. Potem jednak została zdewastowana i dziś nie ma po niej właściwie śladu.
Ciekawa furtka Ptasia budka przy nadleśnictwie Zaczyna się ciężka, nomen omen, przeprawa… Korzeń wrósł był w schodki