Dzień 3a – Kolosy Memnona
i manufaktura posążków
Program kolejnego dnia wycieczki był bardzo forsowny. Jak widać z rozpiski przygotowanej przez Essama (weźmy pod uwagę, że on nie posługuje się alfabetem łacińskim na co dzień), zaczynał się o godzinie 4 nad ranem od przelotu balonem w celu oglądania wschodu Słońca. Na szczęście była to wycieczka fakultatywna, więc wykończeni po poprzednim dniu (w którym pobudka też była dość wczesna z powodu konieczności dotarcia na czas na lotnisko) obaj z synem jednogłośnie z niej zrezygnowaliśmy (podobnie jak większość grupy).
Sam wypad był ponoć ciekawy, jak nam później opowiadano. Zaczynał się od przejazdu motorówką nas drugi brzeg Nilu, skąd przewieziono uczestników busem na pole, z którego startowały balony na rozgrzane powietrze. Podobnie jak podczas podobnych przelotów w Kapadocji, balonów było całe mnóstwo, a oprócz wschodu Słońca pokazywano uczestnikom różne atrakcje z lotu ptaka. Co prawda nie wiem, w jaki sposób to było zrealizowane, bo przecież balonami nie da się sterować.
Reszta uczestników mogła wstać o dużo normalniejszej (choć też wczesnej) godzinie, a po śniadaniu wszyscy wyjechaliśmy na zachodni brzeg Nilu.
Starożytni Egipcjanie mieli koncepcję, że wschodni brzeg jest dla żywych, a zachodni dla umarłych – dlatego większość świątyń powstała na wschodnim brzegu, a nekropolie, czyli miejsca pochówku, prawie wyłącznie na zachodnim. Po zachodniej stronie znajdują się Dolina Królów, Dolina Królowych i Dolina Dostojników w pobliżu Luksoru, a także piramidy w Gizie oraz zespoły grobowców w pobliżu Asuanu (tam też jest Dolina Dostojników – te nazwy pochodzą rzecz jasna od tego, jaką grupę ludności grzebano w danym miejscu).
Zaczęliśmy jednak od tzw. kolosów Memnona. Posągi znane pod tą nazwą od starożytności w istocie przedstawiają faraona Amenhotepa III z XVIII dynastii. Choć trudno w to dziś uwierzyć, stały one kiedyś przed pylonami świątyni grobowej faraona, po której zostały tylko nieliczne ślady, mimo iż rozmiarem przypominała Świątynię Narodzin Amona w Luksorze. Świątynia Amenhotepa uległa zniszczeniu jeszcze w czasach starożytnych, wskutek trzęsienia ziemi, a sprawę dokończyły wylewy Nilu.
Posągów tzw. strażników było w tej świątyni więcej – w czasach współczesnych znaleziono ich szczątki i próbowano je ponownie ustawić, są jednak mocno zniszczone. Same kolosy Memnona też nie wyglądają najlepiej. W starożytności były uszkodzone do tego stopnia, że powietrze znajdujące się w ich wnętrzu, w szczelinach, nagrzewając się pod wpływem wschodzącego Słońca, wydostawało się na zewnątrz, wytwarzając słyszalne dźwięki.
Zjawisko to było znane wśród ówczesnych podróżników – powiadano, że posągi „płaczą”, „lamentują” lub „jęczą”. Stąd wzięła się legenda, że przedstawiają syna Jutrzenki, Memnona, opłakującego swoją śmierć. Memnon był przystojnym i mężnym młodzieńcem, królem Etiopów. Brał udział w wojnie trojańskiej i został tam zabity przez Achillesa, który, jak pamiętamy, stosował niedozwolony doping. Nie każdy może się taplać w wodzie Styksu, zapewniającej odporność na ciosy. Ale i na jego piętę przyszła kryska.
Posągi mierzą prawie 18 m i ważą około 800 ton każdy. Całą świątynię wzniesiono w pierwszej połowie XIV wieku p.n.e. w tzw. Tebach Zachodnich, czyli części Teb (dawnej stolicy Egiptu, po której pozostały, przypomnę, Luksor i Karnak). Na przełomie II i III wieku naszej ery cesarz rzymski, Septymiusz Sewer, w obawie przed zawaleniem się kolosów nakazał ich renowację. Przeprowadzono ją z powodzeniem, ale odtąd posągi „zamilkły”.
Po krótkiej wizycie u kolosów pojechaliśmy w kierunku Doliny Królów. Jednak zanim mogliśmy pójść w ślady Indiany Jonesa lub Lary Croft, czekała nas kolejna wizyta komercyjna – tym razem w manufakturze posążków z surowców wszelakich, a przede wszystkim z wydobywanego w okolicy alabastru.
Alabaster jest drobnokrystaliczną odmianą dobrze znanego nam minerału o nazwie gips, czyli hydratu siarczanu(VI) wapnia, CaSO₄·2H₂O. Ma piękny śnieżnobiały kolor, a światło przez niego prześwieca, więc można z niego wytwarzać np. abażury do lamp.
W manufakturze powitano nas krótkim występem personelu, z tekstem częściowo po polsku (zwłaszcza słowa „za darmo”). Występ był zabawny, ale mnie w tym czasie bardziej interesowały kawałki nieobrobionego surowca złożone pod ścianą w bramie, w której pracowali „rzeźbiarze”. Były tam m.in. piękne, klarowne kryształy gipsu, a moje zainteresowanie nie uszło uwagi pracowników, którzy potem zaproponowali mi kupno kilku z nich, więc nabyłem dwie sztuki za dolara.
Natomiast posążków ani wazonów nie nabyłem, choć w sklepie było ich mnóstwo i niektóre były naprawdę ładne. Te oczywiście już nie kosztowały „one dollar”. Zawsze mam jednak obawy, jak przewieźć takie rzeczy, bo musiałbym je chyba wziąć do bagażu podręcznego. Tak przy okazji – wywożenie z Egiptu minerałów nie jest zakazane, w przeciwieństwie do wielu innych krajów. Podczas minionych wakacji głośnych było kilka tego typu spraw, np. we wrześniu wyrzucono z Turcji z zakazem powrotu parę belgijskich turystów, którzy chcieli wywieźć trzy kamienie z wodospadu w okolicy Antalyi. Z tego powodu nie wpuszczono ich do samolotu i musieli spędzić noc w areszcie. Natomiast w sierpniu grzywną w wysokości 3000 euro został ukarany turysta z Francji, który chciał wywieźć z chronionej plaży Lampianu na Sardynii… 41 kg kamieni. Oj, ten to już chyba trochę przesadził.
W następnym odcinku – Dolina Królów.