PC, PlayStation 2, Xbox, PlayStation Portable, Xbox 360, PlayStation 3, Wii
Gry będące „adaptacjami” filmów i seriali wychodzą bardzo różnie. Wynika to w znacznej części z różnorodnego i nie zawsze trafnego podejścia do tematu, począwszy od robienia gry „po taniości”, byle jak i bez pomysłu, żeby tylko naciągnąć miłośników danej franczyzy na kilka dodatkowych dolarów. W tej grupie mieści się gra-legenda, powszechnie uważana za najgorszą w branży, czyli „E.T.” firmy Atari. Miałem niedawno okazję obejrzeć gameplay tego czegoś i zgadzam się, że to kompletna kaszana i skok na kasę graczy. Ale czy to czegoś nauczyło wydawców gier?
Oczywiście nie wszystkie tego typu tytuły są do bani. Wyróżnia się przede wszystkim seria znakomitych platformówek LEGO, którymi obstawiono już chyba wszystkie najpopularniejsze filmowe cykle, począwszy od „Gwiezdnych Wojen” przez „Władcę Pierścieni” i „Hobbita” aż po Harry’ego Pottera i filmy o superbohaterach. Czasem jakość growej adaptacji zależy od platformy, np. stare gry potterowskie całkiem nieźle wychodziły na konsolach, a ich wersje pecetowe bywały mocno okrojone.
Jak na tym tle wypada „Ojciec chrzestny”? Jest to adaptacja o tyle nietypowa, że nie dotyczy żadnej modnej franczyzy i nie było ryzyka, że gra będzie tylko traktowanym po macoszemu jednym z wielu elementów kampanii reklamowej, skoro film powstał już bardzo dawno. Z drugiej strony dotyczy filmowego arcydzieła, które uważam za jedno z najwybitniejszych osiągnięć w historii kina. Obok „12 gniewnych ludzi”, „Ludzi honoru” i jeszcze kilku innych tytułów, „Ojciec chrzestny” należy do filmów, które zawsze mnie wciągną, mimo iż widziałem je już po kilkanaście razy. Nie jest to jednak film łatwy w odbiorze i niespecjalnie nadaje się dla kidsów, wciąż przez branżę traktowanych jako główny odbiorca gier, do którego trzeba wszystko dopasować. Zaadaptowanie „Ojca chrzestnego” na grę było więc ryzykowne, zwłaszcza że kilka lat wcześniej ukazała się „Mafia” osadzona w dokładnie takim samym środowisku i zbierająca znakomite oceny.
Twórcy gry „The Godfather” postawili na nieco inne atuty niż Czesi, którzy zrobili „Mafię”. Wiadomo było, że obie gry to opowieści o dochodzeniu nowicjusza na szczyt i że fabuła będzie w nich odgrywała podobnie dużą rolę, jednak w przypadku „Ojca chrzestnego” ważne było istnienie filmu. Z jednej strony to niedobrze, bo zakręty jego fabuły prawie wszyscy znają, ale z drugiej dawało to naprawdę solidną historię, na której można było się oprzeć. I tak zrobiono – nasza postać rozwija się w wydarzeniach biegnących niejako równolegle do fabuły filmu, ale zgodnie z jej przebiegiem. Wiele postaci, które spotykamy, ma twarze odpowiednich aktorów (ale zabrakło Ala Pacino, który nie wyraził zgody na udostępnienie wizerunku albo może zażądał za to zbyt dużej kasy). Słyszymy wielu aktorów znanych z filmu, np. Caana (Sonny Corleone) i Duvala (Tom Hagen). Nawet Marlon Brando nagrał nieco dialogów dla gry, co stało się jego ostatnim występem aktorskim (niestety zły stan zdrowia sprawił, że większość tego materiału nie nadawała się do użytku).
Wiele przerywników filmowych stanowi odtworzenie scen z filmu – tak dokładne, że klient, dla którego grę tłumaczyłem, zażyczył sobie dokładnego przeniesienia tłumaczenia dialogów z wersji DVD. Co nie było może zbyt dobrym pomysłem, bo ta wersja ma inny przekład niż nadawany w telewizji (zresztą w ostatnich czasach narobił się zamęt, bo większość nadających „Ojca chrzestnego” stacji woli zapłacić za nowe tłumaczenie niż kupować licencję na stare). Dialogi w wersji DVD nie są złe, tyle tylko, że jej tłumacz miał problemy ze znajomością kanonicznych haseł – a doprawdy nie można przekładać „propozycji nie do odrzucenia” własnymi słowami…
Fabuła gry opowiada o losach młodego Aldo Trapaniego, którego ojciec był jednym z „żołnierzy” rodziny Corleone, ale został zamordowany przez rodzinę Barzinich (znaną z filmu jako główni przeciwnicy Corleone). Aldo zostaje przygarnięty „na łono rodziny” przez don Vito i uczy się gangsterskiego rzemiosła, a od czas do czasu wykonuje nawet istotne zadania nawiązujące do wydarzeń z filmu (np. odwozi postrzelonego don Vito do szpitala albo podkłada w restauracyjnej toalecie broń, której następnie użyje Michael Corleone do zemsty na Solozzu i przekupnym gliniarzu McCluskym).
Dostaliśmy RPG akcji z otwartym światem, który stanowi spora część Nowego Jorku z czasów po II wojnie światowej. Ten aspekt gry mocno przypomina serię „GTA”, chociażby swobodą w „pozyskiwaniu” samochodów oraz tym, że nie powinniśmy ściągać na siebie za dużo uwagi wymiaru sprawiedliwości. Występuje w grze parametr o nazwie „heat”, wskazujący, jak dużo narozrabialiśmy. Nowojorska policja, aczkolwiek przekupna, nie lubi, gdy ktoś morduje niewinnych ludzi, atakuje funkcjonariuszy albo wywołuje mafijne porachunki zbrojne. Jeśli policja zainteresuje się nami zbyt mocno, trzeba będzie przekupić albo zaszantażować jej ludzi.
Na mapie widzimy m.in. kryjówki dla gracza, szpitale, komisariaty policji, banki, kościoły, przeróżne sklepy i miejsca umożliwiające rozpoczynanie misji (nie tylko misji głównego wątku, ale także generycznych misji „zarobkowych”, takich jak likwidacje wyznaczonych przeciwników). Ponadto znajdziemy w mieście mnóstwo „biznesów” będących potencjalnymi celami wymuszeń. W końcu działalność mafii polega na pobieraniu opłat za ochronę (przed nią samą). Aby zmusić właściciela biznesu do współpracy, trzeba go najpierw zastraszyć (np. grożąc mu bronią). Właściciele mają swoje słabe punkty, których odkrycie daje nam premię do dochodu – np. niektórzy szczególnie boją się przemocy fizycznej, a inni tego, że zdemolujemy im lokal. Prócz biznesów istnieją też meliny, zwykle ukryte za jakimś legalnym interesem (meliny można przejmować drogą pokojową, tzn. za kasę).
Miasto jest podzielone na strefy wpływów poszczególnych rodzin mafijnych i zapuszczanie się na teren konkurencyjnych mafii, a zwłaszcza próby przejmowania biznesów na terenie przeciwnika, może być dla nas niezdrowe. Jest to jednak niezbędne, jeśli chcemy przejąć kontrolę nad całym miastem. W pewnym momencie prowadzi to zwykle do wybuchu regularnej wojny z daną rodziną. Podczas wojny zbiry z konkurencyjnej mafii będą atakować nasze biznesy i napadać na naszych ludzi. Ostateczne starcie z wrogą rodziną polega na szturmie na jej kwaterę główną – są to duże budynki o skomplikowanym rozkładzie, bronione przez liczne oddziały silnie uzbrojonych przeciwników.
Walka w znacznej części polega na posługiwaniu się bronią palną z epoki; mamy też do dyspozycji dynamit i koktajle Mołotowa. Opłaca się dokładnie celować, gdyż gra obejmuje mechanikę słabych punktów. Jeśli np. trafimy wroga w rękę, upuści broń, a trafienie w nogę spowolni jego ruch. Możliwa jest też walka wręcz, przy czym można rzucać przeciwnikami, dusić ich, przypierać do ściany, wyrzucać przez okno itd. Te zróżnicowane możliwości są przydatne do znajdowania słabych stron podczas wymuszeń.
Ogólnie rzecz biorąc grało mi się bardzo przyjemnie i uważam tę grę za udanego klona „GTA”, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę klasyczny setting. Nie poruszamy się tu po jakimś anonimowym mieście jak w „Mafii” czy „GTA”, tylko po dobrze znanym z filmów Nowym Jorku. Możemy zobaczyć wiele słynnych miejsc, takich jak Broadway, najstarszy drapacz chmur czy Central Park. „The Godfather” został przyjęty ciepło, choć nie entuzjastycznie – oceny dla poszczególnych wersji na Metacriticu wahają się między 70 a 77, z wyjątkiem portu na PSP, który został obcięty w porównaniu z wersjami na inne platformy. Nie ma tam otwartego świata, a jedynie dwa ograniczone tryby rozgrywki. I ma obecnie 59.
Recenzenci też przyjęli „Ojca chrzestnego” dość przychylnie – oceny oscylowały wokół 8 na 10. Inna jednak była reakcja F.F.Coppoli, który skomentował grę bardzo surowo. Krytykował m.in. to, że znaczna część rozgrywki polega na strzelaniu i zabijaniu! Tak, krytykował za to grę facet, który zrobił film w znacznej części pokazujący strzelanie i zabijanie… Coppola dowiódł w ten sposób, że gra komputerowa stanowi medium, którego on nie rozumie. Utrzymywał nawet, że nie miał w ogóle pojęcia, iż taka gra powstaje, a to nie było prawdą, bo główny producent nie omieszkał stwierdzić, że zespół produkcyjny był w stałym kontakcie z Coppolą i w czasie prac nad grą przesyłał mu do wglądu mnóstwo materiałów. Cóż, być może pan reżyser po prostu je ignorował jako rzecz poniżej swojej godności 😉 Inną sprawę był proces wytoczony wydawcy gry przez syna Mario Puzo, który twierdził, że zgodnie z umową między Puzo i studiem Paramount autorowi książki i jego spadkobiercom należą się udziały w zyskach także z gry. I syn Puzo ten proces wygrał.
A było o co walczyć, bo gra sprzedała się bardzo dobrze. Wydawca zainwestował znaczne środki w promocję i reklamę. Nawet w Polsce premiera odbyła się z hukiem – urządzono ją w jednym z warszawskich klubów, stylizowanym na nowojorską spelunę z czasów prohibicji. Na ulicy przed klubem stały samochody z epoki i przechadzali się panowie w długich płaszczach, „uzbrojeni” w tommy guny. Na wejściu zaproszeni goście dostawali zwitek fałszywych dolarów i mogli wykorzystać je do picia w barze, gry w ruletkę albo blackjacka itp. przyjemności. Była to największa tego typu impreza, w jakiej miałem przyjemność uczestniczyć (niestety po wybuchu outsourcingu w lokalizacjach polscy wydawcy przestali zapraszać tłumaczy na takie fety; zresztą po jakimś czasie zjawisko znane jako „polski wydawca” po prostu znikło z rynku).
Powodzenie gry pociągnęło też za sobą powstanie kontynuacji. „The Godfather II” ukazał się trzy lata później jako gra o bardzo podobnej formule, fabularnie oparta na drugiej części filmu. Prócz Nowego Jorku (który był mocno okrojony i zasadniczo stanowił część samouczkową) gracz mógł rozbijać się po Miami i Hawanie (ta ostatnia była tylko miejscem krótkiego gościnnego występu). Niestety druga część gry została zrobiona na zasadzie minimum wysiłku – wprowadzono bardzo skromne nowe elementy mechaniki, np. pogrupowanie biznesów w tzw. Crime Rings (opanowanie całej takiej grupy biznesów dawało różne premie kontrolującej je rodzinie) i stworzenie możliwości kierowania oddziałami zamiast wykonywania misji w pojedynkę. Zmieniono też mapę, która przypomina tu bardziej obraz z GPS-u. To minimalistyczne podejście niespecjalnie spodobało się graczom, krytykowano też znaczne odstępstwa od fabuły filmu. Tym razem postać gracza bierze bezpośredni udział w wydarzeniach znanych z filmu, ale z drugiej strony poza Tomem Hagenem w grze nie pojawiają się żadne znane twarze. Dodatkowo całkowicie pominięto wątek młodości Vito Corleone, którego losy druga część filmu prezentuje bardzo obszernie (grający go Robert De Niro dostał nawet Oscara za rolę drugoplanową). „The Godfather II” sprzedał się słabo, co pogrzebało pomysł zrobienia gry według trzeciej części filmu. Zaś biorąc pod uwagę fabułę trzeciego „Ojca chrzestnego”, trzecia część gry musiałaby odchodzić od filmu jeszcze dalej.
Screenshoty pożyczone z Moby Games, użytkownik SGruber.